- Mogę na słówko?
- Proszę - powiedziała podnosząc wzrok znad sterty tabelek i
formularzy. Florentino Perez zajął miejsce naprzeciwko. - O co chodzi? -
spytała spoglądając na niego wyczekująco. Starszy mężczyzna zamyślił się na
dłuższą chwilę.
- To dosyć dyskretna sprawa…Nie chcę się wtrącać.
- W co?
- Wiesz który dzisiaj jest? - to pytanie nieco zbiło ją z
pantałyku. Spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu.
- 16 lipca. To jakaś szczególna data?
- Można tak powiedzieć. Naprawdę nie kojarzysz?
- Chodzi o to, o czym Isco i Jese świergolą od rana?
Florentino uśmiechnął się znacznie.
- Jeżeli świergolą o Cristiano, to tak, chodzi o to.
- A co ja mam do tego?
- Alisho… Wiem jaka jest sytuacja.
- Jaka?
- Nie udawajmy. Minęło wiele czasu. Myślę, że warto
zapomnieć o tym, co było. Każdy przeżył to na swój sposób.
- Nie rozumiem - powiedziała, choć rozumiała doskonale.
- Nie chcę żadnych nieporozumień i konfliktów w klubie.
Jesteś bardzo pamiętliwą osobą - mówiąc to zaśmiał się delikatnie. - Mówiąc
zwięźlej, odpuść Cristiano, to dla niego zapewne szczególny dzień, wraca do nas
po trzech latach.
- Mógł nie odchodzić.
Perez ponownie się zaśmiał.
- Właśnie o tym mówię. Widzę, że żywisz do niego nadal
urazę. Rozumiem to. Przyjaźniliście się, zanim odszedł.
- Właśnie. Przyjaźniliśmy. Czas przeszły.
- Nie wymagam od ciebie wielkich rzeczy. Chcę po prostu,
żeby czuł się tutaj dobrze, nie chcę zbyt gęstej atmosfery. Wiesz, ile on
znaczy dla tego klubu.
Nie odpowiedziała nic. Bo co miała powiedzieć? Ta cała
sytuacja była dla niej po prostu chora. Cristiano Ronaldo. Jeszcze trzy lata
temu, powiedziałaby, że jej najlepszy przyjaciel. Nie chłopak, nigdy nic między
nimi nie było, ale przyjaciel, najlepszy jakiego miała. A dzisiaj? Nie miała z
nim nawet ochoty rozmawiać. Bo i o czym, z drugiej strony. O tym dlaczego
dokładnie trzy lata temu największa gwiazda Realu Madryt postanowiła odejść do
Barcelony? Odszedł, a teraz wraca. Wszyscy traktują go jak jakiegoś syna
marnotrawnego. Od kilku tygodni jego powrót jest tematem numer jeden. Zdumiewające,
że zupełnie nikt nie ma do niego żalu. Nikt, oprócz niej. A najgorsze było to,
że nawet nie miał jej odwagi o tym powiedzieć prosto w oczy, a przecież uważała
go za swojego przyjaciela. Dowiedziała się praktycznie ostania, z gazet,
telewizji, mało istotne.
- Tyle ode mnie - powiedział i wstał. - Mam nadzieję, że
choć trochę weźmiesz sobie do serca moje słowa.
- Oczywiście - odpowiedziała z nutką sarkazmu.
Perez skierował się ku wyjściu.
- A zapomniałbym - odwrócił się w jej stronę. - Ruszyło coś
w sprawie Hazarda?
- Jeszcze w tym tygodniu powinno dojść do spotkania z
władzami Chelsea.
- Świetnie, w tym tygodniu będę miał czas - powiedział i
ponownie udał się do wyjścia.- Jeszcze jedno - odwrócił się znowu. - Jeżeli
znajdziesz czas, bardzo cię proszę, porozmawiaj z Mesutem.
- Z Mesutem? Coś się stało?
- Nic takiego. Przebąkuję coś, że za rok wybiera się do
United. Masz z nim dobry kontakt, wybij mu to z głowy.
- Wybiję na pewno - odpowiedziała, a Perez tym razem wyszedł
na dobre. Była jego prawą ręką, córką jego już zmarłego, dobrego przyjaciela. Pracowała
z nim od pięciu lat. Wszystkie mniejsze i większe decyzję analizowali razem.
Choć tak właściwie jej rola w klubie znacznie wybiegała ponad przyjęte
początkowo normy. Miała bardzo dobry kontakt z zawodnikami. Często
przesiadywali u niej, rozmawiając praktycznie o wszystkim.
Wyszła pewnym krokiem ze swojego gabinetu, trzymając w dłoni
pusty kubek. Już miała się udać w głąb długiego korytarza, wcześniej jednak jej
wzrok spoczął na siedzącym nieopodal Francisco, czy Isco, jak kto woli.
- Ty do mnie? - spytała patrząc na niego wyczekująco.
- Tak.
- O co chodzi?
- Nosi mnie od rana.
- Super. Leć w takim razie do bufetu po kawę, dwie łyżeczki
cukru - powiedziała wciskając mu w ręce niesiony wcześniej kubek. Sama udała
się ponownie do swojego pokoju. Dźwięk jej szpilek roznosił się głośnym echem.
- Podobno ma przyjechać o jedenastej - kontynuował wchodząc
za nią.
- Kto? - spytała siadając za dużym, mahoniowym biurkiem.
Lubiła pogrywać z ludźmi w czasie rozmowy, wręcz uwielbiała.
- Ronaldo. Jestem jego wielkim fanem, mój idol - zapewniał
gorliwie siadając naprzeciwko.
- To dlatego twój pies wabi się Messi?- spytała podnosząc
wzrok znad kartek, które dokładnie lustrowała wzrokiem.
- Pies jest stary – burknął.- To było dawno. Jaki on jest?
- Kto?
- Ronaldo.
- Nie wiem. Zrób wywiad w szatni, na pewno ci powiedzą.
- Podobno się przyjaźniliście.
- Coś jeszcze? - spytała coraz bardziej zniecierpliwiona.
Nie lubiła nie wygodnych pytań.
- Tak. A myślisz…
- Fran, bardzo cię proszę. Nie masz przypadkiem treningu? -
przerwała mu.
- Mam, ale…
- No właśnie - ubiegła go po raz kolejny.- Żegnam.
Istotnie wyszedł. W gruncie rzeczy bardzo lubiła tego chłopaka.
Ale jego dociekliwość niekiedy bywała dla niej irytująca, szczególnie w sprawie
takiej jak ta.
- Witamy ponownie - Perez wystąpił przed szereg i jako
pierwszy uściskał dłoń Cristiano. Cóż za ironia losu, że dokładnie w tym dniu,
trzy lata temu, praktycznie w tym samym miejscu się z nim żegnał. Choć gdzieś
tam głęboko, a nawet bardzo głęboko, niektórzy, chociażby Sergio Ramos mieli mu
za złe to co się stało, to nie dawali tego po sobie poznać. Wchodząc do szatni
poczuł się siedem lat młodszy. Dokładnie pamiętał dreszcze, które przeszyły
jego ciało na wskroś, gdy wszedł tu po raz pierwszy w życiu. Podszedł do swojej
szafki. A raczej byłej szafki, teraz na drzwiczkach obok numeru siedem widniało
zdjęcie Jese. Cóż, numer dwudziesty drugi może nie jest szczytem jego marzeń,
ale będzie musiał się z nim lepiej poznać. Koniec tego wspominania, pomyślał.
Idąc długim, dzisiaj ciemnym korytarzem, ciemnym przez awarię instalacji, czuł
podenerwowanie. Sam nie wiedział dlaczego. No,
Cris, nerwy w kieszeń i alleluja, pomyślał. Otworzył drzwi z rozmachem, jak
to miał w zwyczaju.
- Cześć - powiedział, po czym przysiadł na niewielkiej
sofie. Alisha niechętnie podniosła wzrok do góry. Wcześniej, czy później
spodziewała się jego wizyty. Miała nadzieję, że później. Ale jak to mówią,
nadzieja matką głupich. I choć gdzieś tam głęboko w środku jej tętno znacznie
przyspieszyło, zachowała kamienną twarz. Do perfekcji opanowała sztukę
kamuflażu.
- Do drzwi się puka.
- Dawno się nie widzieliśmy.
- Jak to? – zironizowała. - Ja tam cię widziałam średnio co
trzy miesiące w El Clasico.
Szkoda, że po drugiej
stronie barykady, dodała w myślach.
- Daj spokój. Zacznijmy wszystko od nowa. Nie możemy po
prostu wrócić do tego co było przed…
- Nie - przerwała mu. Jego luźne podejście co do niektórych
spraw bardzo ją irytowało. Wprosił się tu sam, rozsiadł na kanapie, do tego
siedzi na niej konkretnie rozwalony, a nóg omal nie zadarł na blat jej biurka -
Nie możemy.
- A długo jeszcze będziesz się boczyć? - nic się nie
zmienił. Takie wieczne dziecko. Dawniej bardzo lubiła w nim tę cechę. Idealnie
się uzupełniali. Ona, zazwyczaj poważna i on - poza wszelkimi normami.
- Tak. A teraz żegnam.
- Wszyscy się cieszą z mojego powrotu – powiedział. - Oprócz
ciebie.
- Miło mi. Coś jeszcze?
- Tak.
- Nie chcę wiedzieć co. Do widzenia.
Przekalkulował wszystko w głowie. Stwierdził, że dzisiaj nic
nie wskóra.
- Wrócę tu jutro - zapowiedział, spojrzał na nią po raz
ostatni i wyszedł. Nie lubił mieć wrogów. Jakkolwiek dziwnie to nie za brzmi,
bo na świecie są ich pewnie miliony. Choć mogło się wydawać, że podchodzi do
tego wszystkiego ze spokojem, to ciążyła mu ta sprawa. Naprawdę ją lubił. Ich
wspólne wypady na miasto, czy codzienne rozmowy, w pakiecie z Ramosem i resztą
piłkarzy.
- Jutro mam wolne - powiedziała, kiedy znajdował się już w
bezpiecznej odległości i miała pewność, że jej nie słyszy. Miała trudny
charakter, z natury. Sprawiała wrażenie aroganckiej, zupełnie tak jak on. Mylne
wrażenie. Jeżeli już komuś zaufała, to w stu procentach. A jeżeli ktoś ją
zawiódł, to nigdy mu nie wybaczała. Może to przez jej godność. Nie potrafiła mu
zapomnieć tego, że nie porozmawiał z nią o tym twarzą w twarz. To bolało chyba
najbardziej. Nie miał na tyle odwagi, żeby powiedzieć, że odchodzi z miejsca,
które jest dla niej tak ważne. Jej dziadek robił karierę w tym klubie, a jej
ojciec był najzagorzalszym kibicem Królewskich, jakiego kiedykolwiek widziała.
Wychowała się na Realu. Miała to po prostu we krwi. A on po tylu deklaracjach i
zapewnieniach o spełnieniu największego marzenia z dzieciństwa, po prostu
odszedł.
_______________________________
A dzisiaj bez komentarza ;D
Jeszcze tydzień, czekam na pierwszy mecz :)
_______________________________
A dzisiaj bez komentarza ;D
Jeszcze tydzień, czekam na pierwszy mecz :)