wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 7

Enero 2017, Madrid; España


- No i on właśnie mi wtedy powiedział…- opowiadał rozochocony Mesut, a jego monologowi posłusznie przysłuchiwał się Khedira wraz z Ramosem.
- Kto powiedział? – wtrącił właśnie Sergio.
- No jak to kto? – w Ozilu niemal się zagotowało. Nie cierpiał, kiedy ktoś mu przerywał. Zawsze w takim momencie tracił wątek i zazwyczaj pomijał połowę najważniejszej kwestii. – Hazard mi powiedział, myśl Ramos! No, no i on mi właśnie wtedy powiedział, że…
- Ale zaraz – Hiszpan ponownie wszedł w słowo koledze. Obaj niemieccy piłkarze utkwili swój wzrok w wyjątkowo upierdliwym dzisiejszego dnia Sergio.
- Ramos, czy ty możesz choć na chwilę zamknąć tego podłużnego dzioba? – spytał uprzejmie Sami, bo od dobrych pięciu minut kręciło go w jelitach i czuł, po prostu czuł, że musi iść do kibelka. No a przecież jak Ozil nie powie tego, co próbuję powiedzieć od dłuższego czasu, to pójdzie tam za Khedirą. A taki scenariusz wcale Samiemu nie przypadł do gustu.
- Właśnie, zamknij tego pokątnego dzioba i słuchaj – nakazał dosadnie Mesut. – No i on powiedział mi że…
- Ale dlaczego on ci się zwierza? – oburzył się Sergio. – Ja z nim siedzę w autobusie, a i nawet w samolocie, więc ze mną powinien o rzeczach, sprawach prywatnych kurde gadać! – wyrzucił z siebie na jednym wydechu. Odkąd Casillas opuścił Real w 2015 roku, Ramos nie mógł sobie znaleźć miejsca w drużynie. Czuł się taki samotny. Nie żeby nie miał z kim pogadać, miał i to nawet aż nadto kandydatów do rozmowy. Najgorsze były właśnie te podróże, zawsze siedział sam. A teraz miał Hazarda. Mało mówił, dużo słuchał. Idealny.
- Ramos, a czy ty jeszcze nie zauważyłeś, że jak zaczniesz gadać to taki trochę nas nie doganiat się robisz i przegadać to się ciebie nie da? -  potrzeba Samiego coraz bardziej dawała o sobie znać. – Poza tym wybacz, ale twój wygląd nie wzbudza jakiegoś szaleńczego zaufania. Mów Ozil, mów.
- No i wtedy on mi powiedział, że Alisha…
- Co Alisha? – po raz kolejny ktoś zastopował Mesuta, choć tym razem nie był to Hiszpan. Cała trójka niepewnie skierowała wzrok za siebie.
- Kontynuuj Ozil, kontynuuj – dokończył Ronaldo, zarzucając na siebie klubową bluzę.
Że też zawsze musi zostawać na te dodatkowe treningi!, pomyślał skonsternowany Niemiec.
- Ale co, przecież ja nic nie mówiłem. Mówiłem coś? – prawił po swojemu, mając skrytą nadzieję, że Cristiano nie usłyszał zbyt wiele. Przecież jak się Hazard dowie, że Ozil puścił farbę, to będzie po nim. Właśnie takie wewnętrzne dywagacje trapiły teraz Niemca. Nie żeby jakoś specjalnie zależało mu na utrzymywaniu przyjacielskich stosunków z Edenem, co to, to nie. Mesut po prostu przekalkulował wszystko na zaś. A z owych kalkulacji wynikało, że jeżeli Cristino dowie się o tym, o czym dowiedzieć się zdecydowanie nie powinien, to pójdzie jak w dym do Hazarda. A tamten z kolei już nigdy nic Ozilowi nie powie, co było równoznaczne z tym, że cały plan Niemca, co do stopniowej eliminacji Belga z drużyny, legnie w gruzach. Naprawdę z każdym kolejnym dniem jego niechęć co do osoby Edena wzrastała. Nie dość, że przygruchał sobie Ramosa, kręci się podejrzanie koło Alishi, to jeszcze staje się powoli największym ulubieńcem Florentino i Zizou. Mesut zdecydowanie nie mógł tego tak zostawić.
- Tak – odpowiedział CR7, energicznie zapinając suwak bluzy. – I spokojnie możesz dokończyć – zapewnił gorliwie, siadając koło kolegi. Zazwyczaj nie słuchał połowy rzeczy, które mówił do niego Mesut. Tym razem było jednak inaczej. Wszystko co było związane jednocześnie z Hazardem i Alishą wywoływało w nim złość. Ale taką wewnętrzną, którą świetnie udawało mu się kamuflować. Przynajmniej na razie.
- Nie mogę!
- Mów.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Ozil!
- No dobra, ale jak coś, to ja nic nie mówiłem! – nie wytrzymał! No bo żeby takie newsy tylko dla siebie zatrzymywać?
Cristiano skinął głową, dając tym samym sygnał, że Mesut spokojnie może streścić dalszą część historii.
- No bo wiecie, to w sumie takie trochę głupie jest – zaczął nieśmiało Niemiec. Trzy pary oczu wpatrywały się w niego wyczekująco. – W sumie, to ja nawet nie wiem, czy to jest prawda…
- Mesut, kurwa, Zizou na mnie czeka! – ponaglił go Cristiano.
- Bo ostatnio gadałem z Hazardem, ja wcale nie chciałem, ale wiecie, sam się do mnie dosiadł, zagadał, to sobie pomyślałem, że nie będę wsi robił i trochę z nim pogadam. Dobrze pomyślałem, nie? Wiecie, ja to w ogóle myślę, że on to chciał, żebym ja zagadał do Zizou, że na Malagę, to ja jednak wolę zagrać w środku, bo pewnie myślał, że będę mu podawał. Ale ja to powiem Zizou, że wolę zagrać na lewej, bo ciebie to Cris kostka boli i i tak nie grasz, nie?
- Nie gram. Przechodź, kurwa, do konkretów! – zagotowało się w Ronaldo.
- Co to ja miałem mówić – podrapał się konspiracyjnie, po idealnie dzisiaj ułożonej czuprynie. – Ah tak! No i ja tak pomyślałem, że zbadam dyskretnie teren, bo ja nie wiem, czy ty Cris wiesz, ale on to tam w zaloty do Alishi idzie, wiesz?
Cristiano wzniósł oczy ku niebiosom i policzył w myślach do pięciu.
- Kontynuuj – powiedział spokojnie.
- No i wiesz, on to mówi, że on z Alishą, no wiesz, Cris, co ja ci będę tłumaczył. Kto jak kto, ale ty wiesz o co chodzi.
- I co mianowicie dalej? – spytał Portugalczyk, a Sami w międzyczasie poklepał go budująco po plecach. Wiedział bowiem, że rozmowy z Ozilem w momencie, kiedy się człowiekowi spieszy, nie należą do najłatwiejszych.
- No to ja do niego, że skąd ja mam wiedzieć, że on prawdę gada, no nie?
- No – odparł posłusznie Cristiano, stwierdzając, że dialog z Mesutem będzie chyba najlepszym i najszybszym sposobem przejścia do sedna sprawy.
- I on mi na to, że przecież nie miałby po co kłamać, a poza tym…no wiesz, ja to tam nie wiem, ale powiedział, że Alisha, to ma pieprzyka na…no kurde, ja to tam nie wiem, czy to prawda, ale ty Cris wiesz gdzie, bo wiesz prawda?
- Koniec? – spytał Cristiano, w międzyczasie wstając. – Dzięki, Mesut – powiedział i poklepał Niemca po plecach, kierując się do wyjścia.
- Widzieliście? – spytał zaskoczony Niemiec.
- No co, wyszedł – stwierdził Ramos, nadzwyczaj spostrzegawczo.
- Ale ja nadal nic nie wiem!
- Im mniej wiesz, tym lepiej dla całej sytuacji – powiedział Khedira, przywdziewając grubą, puchową kurtkę. – Jedziemy Ozil, bo korki potem będą! – zakomunikował koledze.


 Patrzyła z czułością na spokojną, śpiącą twarz Cristiano, wsłuchując się w jego rytmiczny oddech. Błądziła dłonią po jego nagim torsie kreśląc palcem bliżej nieokreślone kształty. Ponownie spojrzała na jego twarz. Jego oddech stał się szybszy, płytszy co było jasną oznaką tego, że zaraz się obudzi. Ostatnie sekundy na chwilę refleksji. Poczuła wyrzuty sumienia, które do tej pory były dla niej zupełnie nieznajomą rzeczą. Wszystko jakby straciło na znaczeniu, gdzieś po drodze zgubiło swój nakreślony wcześniej kształt. Czy on na to zasługiwał?
- Cześć – powiedział uroczo zaspany, przecierając dłonią oczy. Spojrzała swoimi wielkimi, niebieskimi w jego brązowe tęczówki, a na jej twarzy pojawił się szczery, radosny uśmiech.
- Śmiejesz się ze mnie? – spytał, powoli wracając do świata żywych.
- Tak – przytaknęła. – Wyglądasz słodko. Tylko zrobić ci zdjęcie na okładkę El Mundo czy innego Asa. Jak nic sprzedałyby się wszystkie nakłady.
- Ej – powiedział, a jego dłonie miały zamiar zaatakować jak najmniej odporne na łaskotki miejsca.
- Masz po prostu cudowną fryzurę – powiedziała, zwinnie wyplątując się z jego dłoni.
Z jego twarzy niespodziewanie znikł uśmiech.
- Jesteś szczęśliwa? – spytał z pełną powagą. Musiała być szczęśliwa, widział to w jej oczach, widział to w każdym momencie, kiedy na nią spoglądał. Była taka spontaniczna, wesoła, taka jaką lubił ją najbardziej. Naprawdę nie przepadał za jej oficjalnym tonem, którym raczyła go codziennie w pracy.
 Znowu to dziwne uczucie, jakby ściskające ją od wewnątrz. Mogła odpowiedzieć, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, bo ma pierwszy wolny dzień w pracy od kilku dobrych miesięcy. Ale doskonale wiedziała, co Cristiano ma na myśli. I nie skłamała ani trochę, udzielając odpowiedzi.
- Jestem – powiedziała ze stuprocentową pewnością siebie, spoglądając na swojego rozmówcę. – A ty, jesteś szczęśliwy?
Nie otrzymała od razu odpowiedzi i właściwie to nie wiedziała dlaczego, ale moment oczekiwania był jednym z najdłuższych momentów w jej życiu. A przecież znała odpowiedź, bo odpowiedź po prostu nie mogła być inna.
- Jestem, Alisha. I trochę się tego boję, bo nic już z tego nie rozumiem. Przyszedłem tutaj wczoraj, żeby wyjaśnić tyle ważnych kwestii i znaleźć odpowiedzi na tyle pytań, a nadal nie wiem nic. Nie rozumiem tego, co między nami jest. Zobacz, co ty ze mną kobieto robisz – ostatnie słowa wypowiedział z lekkim rozbawieniem.
- Pytania są zbędne – powiedziała, wyplątując się z jego objęć i usiadła naprzeciwko tak, żeby dokładnie widzieć jego twarz. – A nasze rozmowy zazwyczaj kończą się kłótniami.
- Trafna uwaga – ponownie się zaśmiał. – Ale jedna rzecz…Jedną rzecz musisz mi wyjaśnić – powiedział, lustrując ją wzrokiem. – Tylko bądź ze mną szczera, bo jesteś ze mną szczera zawsze, prawda? – spytał i w sumie to nie wiedział po co dodał  tą ostatnią kwestię. Może tak żeby ładniej zabrzmiało?
Przecież to niemożliwe. Jak najszybciej odpędziła od siebie czarne myśli. W ciągu sekundy zdołała okiełznać swój niespokojny oddech, który niechybnie przyspieszał w ekstremalnie niekomfortowych dla niej sytuacjach. Przeklinała teraz w myślach tę cholerną pewność siebie, która gdzieś się ulatnia w najmniej odpowiednich momentach.
- A jak myślisz? – spytała. – Dobra, co to za pytanie? – zaczynała się powoli niecierpliwić.
Ponownie na dłuższą chwilę zapanowała grobowa cisza, przerywana jedynie brzęczeniem upierdliwej muchy.
- Możesz mi przysiąc, że relacja między tobą a Hazardem jest czysto zawodowa i nigdy nie wykroczyła w bardziej, no wiesz…prywatne sfery? – spytał, ciągle patrząc w jej oczy, które nadal niewiele mu mówiły. Była chyba jedyną znaną mu osobą, która potrafiła zachować kamienną twarz bez względu na okoliczności. Nic a nic nie potrafił odczytać z jej niezmiennego oblicza.
- Nie – powiedziała i lekko się uśmiechnęła, widząc jego reakcję. – Nie wiem czy zauważyłeś, ale prawie z każdym z was utrzymuję bardziej przyjacielskie stosunki aniżeli powinnam, biorąc pod uwagę fakt, że z wami pracuję – wyjaśniła i po raz kolejny obserwowała z rozbawieniem jego reakcję. Tym razem pełną ulgi.
- Ale mi chodzi bardziej o wiesz… Spotkaliście się wtedy w Corazon.
- Z Ozilem i Khedirą spotykam się mniej więcej co tydzień właśnie w Corazon i jakoś nigdy o to nie pytałeś.
- Wybacz, ale Ozil raczej nie kojarzy się z poważną konkurencją – oboje się zaśmiali.– Chodzi mi o to, czy możesz mi z czystym sumieniem powiedzieć, że nigdy nic między wami nie było? – spytał, a uciążliwa cisza znowu powróciła. Tyle, że tym razem bez upierdliwej muchy, która może w sumie była i jakimś drobnym urozmaiceniem.
- Nie, Cristiano, nie mogę – powiedziała, ujmując jego twarz w swoje dłonie, jakby chcąc go w stu procentach przekonać, że to co teraz powie jest prawdą. – Nie mogę, ale to nie ma żadnego znaczenia.
- Dla mnie ma – powiedział twardo. Był w tym momencie zły, wściekły, bo wszystkie jego najgorsze przypuszczenia właśnie zdawały się ziścić. Z drugiej strony jej łagodne spojrzenie niesamowicie go uspokajało. Nie cierpiał tak sprzecznych wewnętrznie uczuć, które właśnie w nim buzowały.
- Ja nie sądziłam, że dojdziemy do punktu w którym jesteśmy. Jeszcze niedawno nawet nie rozmawialiśmy, a potem, potem myślałam, ze będzie tak jak było wcześniej. Ale coś się zmieniło, zależy mi na tym co jest między nami. Wcześniej tak nie było, więc nie miej pretensji o Hazarda. Ja wtedy nie traktowałam cię tak poważnie – wyjaśniła, czekając niecierpliwie na jego reakcję.
Znowu cisza.
- Powinienem być wściekły – powiedział, ujmując jej dłoń i delikatnie ją całując. – A ty doskonale wiesz, że na ciebie wściekać się nie potrafię i wykorzystujesz to z pełną premedytacją.
Zaśmiała się, składając na jego ustach pocałunek.
- Zależy mi, Cristiano.
- Mi też – powiedział, wtulając się w jej długie, gęste włosy. Zależy mi teraz, zależało wcześniej i będzie zależeć nadal, tylko w sumie to nie wiem, czy to dobrze, pomyślał.

_________________________________

Znowu tak długo mnie nie było, że nie wiem od czego zacząć. Nawet nie wiedziałam, że ostatni post dodałam 14 lutego, jakoś tak szybko zleciało. 
No a że w maju jest majówka :D znalazłam chwilę i dodaję coś, z czego w sumie chyba nie jestem do końca zadowolona, ale mogło być gorzej.
A w Realu, jak pewnie wiecie, wszystko jak w najlepszym porządku. Mamy CdR, mamy finał LM, no i właśnie, mamy remis z Valencią, który trochę sprawę komplikuje, ale wszystko jest możliwe :D


Do następnego!;*




piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 6

Diciembre 2016, Madrid; España



- No to panowie – zaczął podchmielony Kepler, unosząc kieliszek w teatralnym geście. – Za nasze zdrowie!
Okazja do tego sobotniego melanżu była bowiem nie byle jaka. Real Madryt od czterech godzin okupował pierwsze miejsce w hiszpańskiej tabeli La Liga. I nikt nie miał prawa im go zabrać, przynajmniej do stycznia. Barcelona bowiem przegrała swój dzisiejszy mecz, a był on ostatnim w okresie przedświątecznym. Toteż piłkarze Królewskich byli naprawdę, bez wyjątków, w wyśmienitych nastrojach. Co prawda nie wszyscy świętowali w ekskluzywnym klubie Arabesco, ale część piłkarzy miło spędzała czas w owym klubie. Był wspomniany wcześniej Kepler, był Sami, a skoro był sami to był też i Mesut, był Ramos, który przyprowadził ze sobą Edena, mimo protestów tego drugiego. Ostatnio żyli w naprawdę dobrej komitywie. Był też i Cristiano, któremu, o dziwo, obecność Hazarda nie przeszkadzała. Doszło nawet do tego, że razem żartowali. Miał naprawdę doskonały humor i nikt nie był go w stanie zepsuć.
- Myślę, że to pierwsze miejsce jest w dużej mierze moją zasługą – przyznał skromnie Sergio.
- Ramos, ty więcej nie myśl, bo ci nie wychodzi – zgasił go Kepler i raczył się kolejnym kieliszkiem jakże pysznego, procentowego trunku.
Hiszpan zlustrował wzrokiem lokal. Całkiem przyjemnie, pomyślał.
- Chyba przejdę się dzisiaj na dziwki – stwierdził, jak gdyby nigdy nic. – Ty – dźgnął Edena w ramię. – Idziesz ze mną?
Hazard spojrzał na niego nieco rozbieganym wzrokiem. Miał naprawdę słabą głowę, jeżeli chodzi o alkohol.
- Ja – zaoferował się Isco. – Ja z tobą pójdę.
- Ty nie możesz – stwierdził Hiszpan. – Masz dziewczynę. A dziewczyn zdrrradzać nnie wolno!
- A mnie to się tak kojarzy, że Rubio cię wysiedliła z domu, bo dowiedziała się o tej blondynce.
Sergio cisnął w niego jednym ze swoich najgroźniejszych spojrzeń.
- A poza tym Hazard ma dwie, wiec nie może iść tym bardziej – dopowiedział Alarcon.
Ramos natychmiastowo przeniósł swój wzrok na Edena.
- No proszę bardzo. Cicha woda brzegi rwie, co? – zarechotał w swoim stylu. - No pochwal się, kto to taki. Ty, ale ty mówiłeś, że żony swojej, to ty nigdy nie zdradzisz.
- Ramos, nie pij już – wtrącił się Cristiano. A tymczasem Hazard, jak się okazało, po spożyciu kilku procentowych trunków stał się nadzwyczaj rozmowny.
- Alisha jest naprawdę cudowną kobietą – powiedział i uśmiechnął się z niespotykaną u niego pewnością siebie. Momentalnie zapadła cisza.
- Ty, jaja sobie robisz, nie? – dopytywał Ramos, kątem oka zerkając na Cristiano. Siedział jeszcze na miejscu. Ale Hiszpan znał go na tyle dobrze, aby wiedzieć, że za chwilę eksploduje. Co prawda był mniej porywczy niż kilka lat wstecz. Zamiast robić, najpierw wolał pomyśleć. Ale zdarzały się wyjątkowe sytuacje i Sergio podświadomie czuł, że właśnie ta może być jedną z nich. Ronaldo nigdy mu się nie zwierzał, toteż nie opowiadał mu o swoich stosunkach z Alishą, ale trzeba było być wyjątkowo niedomyślnym, żeby nie zauważyć, że relacja między nimi jest dosyć specyficzna.
- Nie, jest wyjątkowa. A jej ciało… Żałuj, że nie widziałeś jej nago – powiedział roześmiany, a chwilę później poczuł na swoim zacnym obliczu siłę pięści Ronaldo. I pewnie poczułby jeszcze kilka razy, gdyby nie interwencja Samiego i Sergio.


 - Kurwa – Mesut zaklął pod nosem. – Nic nie słychać!
- A może tak, weź tą szklankę w drugą stronę? – zaproponował spokojnie Sami, patrząc na nieporadne poczynania przyjaciela. Sam zaś siedział wygodnie na ławeczce, naprzeciwko drzwi gabinetu Pereza. Ozil spojrzał na Khedirę ze swoim charakterystycznym błyskiem w oku.
- A faktycznie! – ucieszył się Niemiec, przykładając szklankę dnem do ucha, a nie dnem do drzwi, tak jak robił to poprzednio. Musiał bowiem, po prostu musiał słyszeć tę rozmowę. Każdym mięśniem czuł, że nie skończy się ona dla Cristino zbyt dobrze.
- Ja Ci mówię, że Floro to Crisa sprzeda zimą, ja ci mówię! – prawił po swojemu, tymczasem Sami zaczytywał się w leżącej na stoliku gazecie. Ozil uparł się, że musi tą rozmowę słyszeć, żeby w razie czego, jak to on stwierdził – interweniować. A że Khedira znał go już parę dobrych lat, wiedział, że interwencje Ozila skończą się wielką katastrofą. Toteż przyszedł tu z nim i obserwował z powątpiewaniem wygibasy kolegi.
- A ja Ci mówię, że tu jest kamera – Sami istotnie wskazał na kameropodobne urządzenie umieszczone w rogu ściany. – Którą Floro systematycznie, co tydzień ogląda, odkąd buchnęli mu z recepcji te brązowe okulary.
Mesut z przerażeniem zlustrował wrogie urządzenie, po czym zwinnym ruchem zarzucił na głowę kaptur i wrócił do poprzedniej czynności.
- Myślę, że już cię zarejestrowali i kaptur nic tu nie pomoże – oznajmił Khedira ze stoickim spokojem.
- To może ja teraz wyjdę i wrócę w kapturze za chwilę, a jak wrócę w kapturze za chwilę, to nie będzie wiadomo, że to ja ten sam, który stałem tu w kapturze przed chwilą?
Sami jedynie głośno westchnął i wrócił do swojej gazety.
- Cicho! – syknął nagle Mesut.
- Przecież nic nie mówię
- Słyszę Crisa, czekaj – przesunął szklankę nieco w prawo. – Że też on nie może głośniej mówić, no! Jak na boisku to się drze Ozil, Ozil, tu jestem, podaj, a teraz pląka coś pod nosem i nic nie słychać – tłumaczył obruszony.
- No drze się na boisku, bo ci przypominam, że ty głuchy jesteś na lewe ucho i jak Cris krzyczy, żebyś podał, to albo do Bale’a albo do Hazarda podajesz na prawo.
- Hazardowi więcej nie podam – zaprzysiągł Niemiec. – Ja to go nawet lubiłem, ale jak mi Crisa przez niego sprzedadzą, to już go nie lubię. Zresztą, cicho! Nie zagaduj mnie, bo przegapię jakiś kulminacyjny moment.
- Ozil, ale ty jesteś głuchy. Coś pewnie przekręcisz.
- Nic nie przekręcę – zapewnił, przystawiając ponownie ucho do szklanki.


- Cristiano – zaczął łagodnie Perez. – Nie chcę się wymądrzać ani prawić morałów. Po prostu, rozumiesz, to wszystko trzeba trzymać jakoś w kupie. A ja nie mogę sobie pozwolić…
- Perez powiedział, że ma go w dupie – oświadczył tymczasem, grobowym tonem Mesut, nadstawiając ucha jeszcze bardziej. Sami spojrzał z powątpiewaniem na kolegę.
- … nie mogę sobie pozwolić, żeby takie rzeczy działy się w moim klubie. Prasa, dziennikarze, wszyscy o tym mówią. Jesteś wielkim profesjonalistą i mam nadzieję, że nie będę musiał więcej interweniować…
- Boże! – Mesut spojrzał z przerażeniem na Khedirę, który za to z niepokojem lustrował kolejne strony gazety. – Powiedział, że chyba musi zacząć się interesować, dalej nie usłyszałem, ale pewnie jego sprzedażą! No mówiłem, mówiłem. Ja zawsze mam rację. Ja wiem, co ja zrobię. Ja nie będę podawał do Hazarda, a jak nie będę do niego podawał to…
- To Zidane cię zjebie w przerwie – wtrącił się Khedira.
- Nie, to nie będzie miał piłki, a jak nie będzie miał piłki, to go w końcu sprzedadzą, no nie? – wyrzucił z siebie na jednym oddechu. – Jestem genialny! – oświadczył zadowolony i ponownie przymierzył się do swojego detektywistycznego zajęcia, kiedy to drzwi od gabinetu otworzyły się z rozmachem, a on wpadł do środka, razem ze swoją szklanką i spojrzał niewinnie na stojącego nad nim Crisa.
- Ozil? – zdziwł się Ronaldo. – Co tu to robisz? – spytał i wyciągnął rękę w kierunku leżącego Niemca. Tamten z lubością z niej skorzystał i chwilę później stał na równych nogach.
- Dzień dobry, panie prezesie – zaczął serdecznie w kierunku Pereza, który jeszcze niedawno siedział za biurkiem, a teraz zmierzał w jego kierunku z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Dzień dobry, Mesut – Florentino uśmiechnął się do piłkarza. – Coś cię do mnie sprowadza?- spytał, spoglądając na szklankę, którą dzierżył w dłoni. – Czegoś szukasz?
- Ja? – spytał i inteligentnie przeniósł obie ręce do tyłu. – Nie, ja tak sobie tutaj, ten, no, wody szukam. Wie prezes, krany nam wysuszyło, a mnie to się strasznie pić chcę.
- Co się zrobiło? – spytał Perez, tym razem nieco bardziej podejrzliwie. Cristiano zdążył już się zorientować, co tak naprawdę jest przyczyną tutejszej obecności Ozila, bo znał go długo i wiedział, że z czasem przychodzą mu do głowy coraz głupsze pomysły.
- Dzień dobry – do akcji wkroczył Sami, dzierżąc w dłoniach gazetę. – Pić mu się po prostu chciało i wie pan, nie chciało mu się schodzić na dół, więc przyszedł tutaj.
- Ah, tak – Florentino podał uprzejmie Ozilowi szklankę wody.
- To my już pójdziemy – zakomunikował Khedira i jako pierwszy wyszedł na zewnątrz. Za nim podążyli, rzecz jasna, Mesut i Cristiano.
- Całkiem was pogięło? – zaczął konkretnie Ronaldo. – Że Ozil, to ja rozumiem, ale ty? – spojrzał na Samiego.
- No co, ktoś go musiał pilnować. Dobra, zjeżdżamy stąd – oznajmił i znowu ruszył jako pierwszy.
- Pilnować – prychnął Cristiano i ruszył za kolegami. – Po co ci ta gazeta? Dwa pięćdziesiąt nie masz i do kiosku za daleko, czy co?
- Zdjęcia Leny tu są. I to jakie. – wyjaśnił z niechęcią.
- Jakie? Gołe? Pokaż! – ucieszył się Ozil.
- Ja Ci dam pokaż. Już wiem dlaczego Ramos siedzi tam, nad tymi gazetami, całymi dniami. Ja mu dam. Po mordzie, a nie gazety!


Do świąt Bożego Narodzenia pozostało kilka dni. Jak co roku cały sztab szkoleniowy, trenerzy, piłkarze, koszykarze i działacze klubu mieli się spotkać na wspólnej kolacji, która miała się odbyć właśnie tego dnia. Cristiano przyjechał na miejsce nieco wcześniej. Jakoś nie mógł znaleźć sobie miejsca od czasu wydarzeń sprzed dwóch dni. Starał się o tym nie myśleć. Miał szczęście, że akurat przyjechała Irina, więc wypełniła jego wolny czas. Niby był pewien, że to co mówił Hazard nie było prawdą. Alisha nie należała do takich kobiet. A z drugiej strony, coś było nie tak. Mówił to z takim przekonaniem. Miał nadzieję, że jeżeli przyjedzie wcześniej uda mu się spokojnie z nią porozmawiać. Niestety dla niego, jeszcze jej nie było. Zdążyli przyjechać prawie już wszyscy, a jej nadal nigdzie nie mógł zlokalizować. Kiedy ujrzał ją, zmierzającą w jego kierunku z wielkim uśmiechem, zrobiło mu się gorąco. Była taka piękna. Irina dawno nie zrobiła na nim takiego wrażenia. Większość osób stwierdziłaby, że jest po prostu wybrednym idiotą, bo Irina była równie piękna, a może i nawet, w opinii niektórych, miała więcej atutów niż Alisha. Ale nie miała tego czegoś. Tego, czego Cristiano nie potrafił zdefiniować. Podeszła do niego pewnym krokiem i delikatnie musnęła jego policzek ustami.
- Musimy porozmawiać – powiedział chłodno. Odsunęła swoją twarz od jego i spojrzała w brązowe oczy.
- Teraz?
- Tak.
- O czym?
Z jego ust wydobył się ironiczny śmiech.
- Jesteś zbyt porywczy. Powinieneś się cieszyć, że tylko tak to się skończyło. Nawet nie wiesz, ile musiałam przekonywać Pereza, że to jednorazowy incydent i więcej tego nie zrobisz.
- Słucham? – spytał z niedowierzaniem. – Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Miałem tam siedzieć i czekać na pikantne szczegóły?
Ku jego zdziwieniu wybuchła niepohamowanym śmiechem.
- Aż tak cię to bawi? – był coraz bardziej poirytowany.
- Ty mnie bawisz – powiedziała i splotła ręce na jego szyi. – Naprawdę myślisz, że byłabym w stanie coś takiego zrobić? – spytała spoglądając w jego oczy. Widziała, jak z każdą sekundą jego spojrzenie łagodnieje. Miał do niej cholerną słabość, z którą nie potrafił walczyć.
- Nie.
- No właśnie. Chodź – powiedziała i pociągnęła go za rękę.- Pewnie wszyscy już są.

____________________________

W końcu udało mi się skończyć ten rozdział! Miałam środek, ale początku i końca - brak. 
I tak dopisywałam po kawałku żeby mniej więcej powstała z tego jakaś całość. 


Cóż za zgodność;D
Do następnego;* 
 

czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział 5

Noviembre 2016, Madrid; España


Z pewnością wszystkich madridistas mógł zdziwić fakt, iż Cristiano Ronaldo, strzelec jedynej bramki dla Realu Madryt w zremisowanym meczu z FC Barceloną, nie świętował swojej bramki. Bernabeu wyraziło swoje niezadowolenie. Portugalczyk przyjął solidną porcję gwizdów. Czyżby sentyment wobec swojej dawnej drużyny, a może...
Alisha podniosła leżący na blacie stolika pilot i zwinnym ruchem wyłączyła stojące nieopodal radio.
- Eh, nigdy nie byłem wybitnym matematykiem - Florentino zdjął okulary i przetarł je skrawkiem czarnej marynarki. - Mogłabyś na to zerknąć?
- Pewnie - wzięła od Pereza plik kartek i spoglądała na nie, przerzucając raz po raz na drugą stronę.
- Co ten chłopak wyprawia - powiedział, a ona podniosła wzrok i spojrzała na zatroskaną twarz prezesa. - Kibice mu tego nie zapomną. Sam fakt tego, że odszedł do... - przerwał, jakby w poszukiwaniu odpowiedniego słowa. - A teraz jeszcze to.
- Tutaj - Alisha wskazała palcem na pierwszy wers. - Tutaj jest błąd.
- Ultras Sur chcą zrobić protest. Nie chcą tutaj Cristiano - wziął od niej dokumenty. - Dziękuje, zaniosę to Manuelowi. A ty... może byś z nim porozmawiała?
- Ja? - spytała. Dobrze wiedziała do czego zmierza ta rozmowa. - I co mam mu powiedzieć? - zupełnie nieświadomie podniosła głos, co nigdy jej się nie zdarzało w rozmowie z Florentino. - Och, Cristiano jesteś takim idiotą. My płacimy za ciebie kuriozalnie wysoką cenę, a ty nie cieszysz się ze strzelonej bramki - powiedziała ironicznie.
- Dobrze, nie było pytania - Perez nigdy nie pozwalał na to, by ktoś zwracał się do niego w ten sposób. Do niej jednak miał słabość, jak chyba każda osoba w instytucji Realu Madryt. Uśmiechnął się niewinnie - Przypomnij, proszę cię, chłopakom o tym evencie Audi. Jutro punktualnie o 10 mają stawić się na Togoritto.
- Oczywiście.


Ciszę na wielkiej auli raz po raz przerywał dźwięk uderzania nogą o krzesło. A owa noga należało do Isco.
- Przestań - siedząca obok niego Alisha szturchnęła go w ramię, po czym skierowała swój wzrok na prezesa Audi AG, który właśnie pojawił się na środku razem ze swoją mową powitalną.
- Nie mogę. To odruch niekontrolowany - wyjaśnił Hiszpan i wrócił do kontynuowania jakże irytującej czynności.
- To się kontroluj - powiedziała cicho, nawet na niego nie spoglądając.
- Ja pierdolę - sapnął siedzący przed nimi Jese. - Nie mogą nam po prostu dać tych samochodów i arrivederci? Nie mogę siedzieć w jednym miejscu tak długo!
Pan Martin Winterkorn przerwał swoje przemówienie i zerknął na salę, w celu zlokalizowania przeszkadzających mu dźwięków. Po chwili kontynuował. Alisha dyskretnie zerknęła w prawą stronę. Myślała, że jej się wydawało. A jednak nie. Bale, Hazard, a dalej Ronaldo. Cristiano i Eden siedzieli obok siebie. Ktoś tak rozplanował miejsca, czy specjalnie obok siebie usiedli? Wróciła wzrokiem na środek sali. Chyba zaczynała mieć obsesję. Przecież tylko koło siebie siedzą. A to jeszcze o niczym nie świadczy. Zerknęła na spokojną twarz Daniego Carvajala, który siedział po jej prawej stronie. Spojrzał na nią, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Tak, to na pewno tylko przypadek.


- A tobie co? - Khedira dosiadł się do Ozila, który siedział przy małym stoliku i konsumował nachosy z wyraźnie niezadowoloną miną. Piłkarze zdążyli już odebrać samochody, a po owych odbiorach zostali zaproszeni na posiłek, z czego rzecz jasna część z nich, a już w szczególności Mesut, musiał skorzystać.
- Nic - burknął Niemiec i konsumował dalej. Sami zmierzył wzrokiem pozostałych piłkarzy okupujących ten sam stolik, mianowicie Sergio, Cristiano i Keplera. Miał nadzieję, że któryś wyjaśni mu cóż to tym razem jest przyczyną podłego humoru Ozila. Sami znał Mesuta bardzo długo. Wiedział, że z natury przejmuje się wszystkimi mało ważnymi pierdołami, ale w gruncie rzeczy był naprawdę dobrym kolegą. I kiedy wymagała tego sytuacja, potrafił zachowywać się poważnie. No, może czasem. Odpowiedzi jednak Sami nie otrzymał, zauważył natomiast, że wszyscy z podejrzanym rozbawieniem zerkają na Ozila.
- Bo jak się w czwartek pytałem Ramosa, czy lepsze czarne, czy szare Audi A8, to powiedział, że szare, bo modniejsze! I ja wziąłem szare, chociaż bardziej mi się podobało czarne! A czarne było tylko jedno! I co? I Ramos je wziął! Specjalnie mi tamto kazał wziąć! - wyrzucił w końcu z siebie Mesut.
- Co moje nie twoje! Pilnuj się swojego samochodu - odparł Sergio, poprawiając z godnością kanarkową marynarkę. Cristiano kątem oka dostrzegł Alishę. Alishę, która w najlepsze śmiała się z zapewne marnych dowcipów Hazarda. Jakby tego było mało, razem z nimi rozmawiał Perez. Poczuł złość. Prawdziwą złość, taką, jakiej nie czuł dawno. Nie dość, że rozmawia z nią, to jeszcze nadskakuje prezesowi, a przecież do tej pory to Ronaldo był jego ulubieńcem. W dniu kiedy Cristiano oświadczył, że chcę odejść, Florentino zaproponował mu niemoralnie duże pieniądze. Wszystko, byleby nie stracić swojej gwiazdy. Ale CR7 nie był człowiekiem, dla którego głównym priorytetem były pieniądze. Były na samym końcu jego hierarchii wartości. Najważniejsza była rodzina. Właśnie to wpłynęło na decyzję, którą podjął. Do tej pory nie zrozumiałą dla nikogo.
- Boże, a jak urodzę bliźniaczki? - Ozil puścił w niepamięć swoje niedawne perypetie samochodowe i powrócił do ostatnimi czasami tematu numer jeden. Cristiano nadal nie rozumiał, jak to możliwe, że Ozil, który sam jeszcze jest dzieckiem, będzie miał własne dziecko.
- Nie martw się. Nie jesteś na tyle inteligentny, żeby robić dwie rzeczy naraz - wyjaśnił rzeczowo Ronaldo i upił łyk wody. Mesut zmarszczył czoło, co było równoważne z tym, że właśnie nad czymś intensywnie myśli.
- Czy ty mnie właśnie obraziłeś?
- No co ty, Ozil, wcale - odparł Cristiano po raz kolejny.
- Ekhem - Alisha zlustrowała ich wzrokiem i przysiadła obok Sergio. Cristiano patrzył na nią przez dłuższą chwilę i wcale nie chciał udawać, że tego nie robi. Była taka inna. Rzadko kiedy uśmiechała się tak szczerze, rozmawiała tak swobodnie, zazwyczaj w ogóle nie dosiadała się do piłkarzy, a już na pewno nie będąc w pracy. Cristiano miał wrażenie, że w każdej rozmowie z nim pogrywała, bawiła się, łapała za słówka. Zresztą, taka była. Tajemnicza. Czyżby to Hazard miał na nią taki wpływ? Cristiano jak najszybciej odpędził od siebie tę myśl. Myśl, że to właśnie ten przeklęty Belg jest osobą, przy której Alisha jest tak naprawdę sobą.
- No dobra - wypiła do końca sok Ramosa. - Ktoś musi mnie podwieźć do El Toro. Prezes ma jeszcze kilka spraw do załatwienia tutaj - powiedziała i wbiła swój wzrok w Cristiano. No jak nic mówi do mnie, pomyślał CR7. Znowu to robi. Pewnie myśli, że się zgodzę.
- Cóż za zbieg okoliczności - Hazard stanął za nią i nachylił się tak, że niemal dotykał jej twarzy swoją. - Właśnie jadę do El Toro.
- Świetnie - powiedziała i z premedytacją spojrzała w pociemniałe oczy Portugalczyka, po czym skierowała się razem z Edenem w stronę wyjścia. Ronaldo powoli opanował oddech i rozluźnił mięśnie, luzując ucisk pięści, które zupełnie nieświadomie zacisnął.
- Ozil - zwrócił się do Mesuta. - Załatwię ci czarne Audi A8.
- Tak? - twarz Niemca natychmiast rozpromieniała szczerą radością.
- Tak.


Wsiadł do samochodu, po czym dokładnie zapiął pas. Ze schowka przy siedzeniu pasażera wyjął paczkę gum do żucia. Poczęstował się jedną, resztę wrzucając spowrotem. Odpalił samochód i powolnie przemierzał parking. Lubił tę porę dnia, zmierzch. Wszyscy piłkarze zdążyli już odjechać, zostały nieliczne osoby ze sztabu szkoleniowego. Uśmiechnął się widząc w oddali kobietę w brązowym, długim płaszczu.
- Może gdzieś podwieźć? - spytał odsuwając szybę.
Wciągnęła dym z papierosa i spojrzała na niego przelotnie.
- Nie, dziękuje - powiedziała ironicznie, ponownie zaciągając się papierosem. - Czekam na taksówkę.
- Jeżeli tą prowadzoną przez niejakiego E. Hazarda, to chyba trochę poczekasz - uśmiechnął się ponownie.- Wyrzuć to świństwo i wsiadaj.
- Dziękuje, nie skorzystam.
- Wsiadaj - powiedział ostrzej.
Ku jego zdziwieniu zgasiła papierosa, którego już co prawda zdążyła wypalić i zajęła miejsce obok niego. Jechał łamiąc swoje wszystkie zasady. Mimo okazałej kolekcji sportowych samochodów, wprost stworzonych do szybkiej jazdy, nigdy nie szalał na drodze. Z wyjątkiem dzisiejszego dnia, jechał zdecydowanie za szybko. Może przez tą niemal duszącą ciszę w samochodzie?
- Hazardowi padły opony. Słyszałeś coś o tym? - zagadała.
- Nie - powiedział, zatrzymując się na czerwonym świetle.
- To twoje dzieło?
- Moje? - spytał i spojrzał jej w oczy. Była piękną kobietą. Nocne oświetlenie rozświetlało jej twarz, ukazując idealną cerę i piękne niebieskie oczy. Uwielbiał kobiety z niebieskimi oczami. I z zielonymi. Takie miała Irina. - Uważasz, że byłbym do czegoś takiego zdolny? - spytał z półuśmiechem.
- Zielone - powiedziała, a on nacisnął pedał gazu. Chwilę później zaparkował pod jej bramą.
- Ultras Sur organizują jakąś akcję antyRonaldo. Perez też nie pała radością.
- A ty? - znowu na nią spojrzał. - Jesteś na mnie zła?
- Przyzwyczaiłam się do twoich idiotycznych zachowań.
- Mógłbym powiedzieć to samo - powiedział ciszej.
- Słucham? - odwróciła się w jego stronę.
- Nie, nic.
- Chyba już na mnie czas, dobranoc - powiedziała naciskając klamkę.
- Chyba tak, do zobaczenia - odparł, a chwilę później został sam. Wpatrywał się dłuższą chwilę w piękną panoramę miasta. Dom Alishi znajdował się na wzgórzu, więc wokół rozciągały się naprawdę piękne widoki. Nawet nie zdążył się odwrócić, słysząc dźwięk otwieranych drzwi z jego strony. Chwilę później całował się bez opamiętania z kobietą, która tak niesamowicie go pociągała. Była taka tajemnicza, przez co działała na niego jeszcze bardziej. Usiadła na nim okrakiem a on, jakby oprzytomniał, odsunął powoli swoją twarz od jej, napotykając po drodze jej niebieskie, przenikliwe spojrzenie. Mógł ją mieć. Tu i teraz. Mogła być tylko jego. Ale co z jego rodziną, Iriną, synem? Patrzył w jej piękne tęczówki i z każdą sekundą wiedział, że dłużej nie wytrzyma.
- Pieprzyć to - tym razem to on przywarł do niej ustami. A potem ciałem, powoli pozbywając się jej spodni. Tej nocy liczyła się tylko ona. Nikt więcej.

________________________________

Zostawiam wam kolejny rozdział. Sama się dziwię, że udało mi się go wczoraj dokończyć bo zazwyczaj trochę mi się to przeciąga. No, to do następnego;D


środa, 8 stycznia 2014

Rozdział 4

Octubre 2016, Madrid; España


- Znowu ratuję nam dupy! Ja nie wiem, no nie wiem, serio nie wiem, co wy byście beze mnie zrobili! – emocjonował się Sergio Ramos, schodząc do szatni po wygranym 3:2 meczu z Atletico. Strzelił bowiem w ostatniej minucie doliczonego czasu gry gola na wagę trzech punktów. Podobnie jak w poprzednim meczu, tyle że Ligi Mistrzów, gdzie również strzelił gola w końcówce spotkania.
- Ja ci powiem Ramos, co my byśmy bez ciebie zrobili – wziął się pod boki Carvajal , po czym kontynuował. – My wygralibyśmy ten mecz 2:0! Zjebałeś dwa gole w pięć minut! Latasz po tym boisku jak jeździec bez głowy.
- Ja zjebałem? Ja? – naburmuszył się Ramos. – Nie pyskuj starszemu i mądrzejszemu!
- Debile – podsumował ich szukający swoich czystych skarpetek Cristino. Znalazł swoją zgubę i udał się na ławkę koło swojej szafki.
- Jesteś pewien, że wszystko okej? – zmaterializował się koło niego Kepler.
- Yhym – przytaknął i z wrodzoną dokładnością złożył czystą bluzę, po czym włożył ją do torby.
- To nie wygląda zbyt dobrze – kontynuował Pepe, patrząc z powątpiewaniem na zakrwawioną skarpetkę Cristino. Ten ściągnął ją zwinnym ruchem i zerknął na równie zakrwawioną kostkę.
- Przeżyję. To tylko obtarcie.
- Okej, jak tam uważasz.
- Pierdolisz?! – wśród ogólnego zamieszania i hałasu w szatni ten był w tej chwili najgłośniejszy. A autorem jego był bowiem Isco. – No, stary, brawo! – Hiszpan spojrzał z uznaniem na siedzącego obok niego Hazarda. – Jak ja się chciałem z nią umówić, to nie dość, że mnie wyjebała za drzwi, to powiedziała Zizou, że się opierdalam na treningach. Przez dwa tygodnie miałem taki wycisk, że nie wiedziałem jak się nazywam.
Cristino odwrócił się w jego kierunku i uśmiechnął pod nosem. Doskonale pamiętał, jak to Zizou sporządził dla Francisco indywidualny trening. O stokroć intensywniejszy i cięższy niż innych, rzez jasna. A wszystko dlatego, że Alisha zupełnie przypadkiem powiedziała Zizou, że zupełnie przypadkiem widziała, jak to właśnie Isco obija się na treningu, co oczywiście nie było do końca prawdą, a raczej małą zemstą. Do tej pory Cristiano się zastanawia, co takiego ta kobieta w sobie ma, że wszyscy robią to, co ona chce, tak, jak ona chce, wszyscy jej bezgranicznie wierzą i ufają. Łącznie z nim.
- To gdzie ta randka? – kontynuował swoje wywody Francisco.
- W Corazon El Sol. Nie mam pojęcia gdzie to jest – oświadczył Hazard, a Cristiano nieświadomie zacisnął mocniej pięści, a jego spojrzenie przybrało nadwyraz groźny charakter. Właśnie skojarzył i połączył fakty.
- Co jest? – spytał Kepler, spoglądając na wyraźnie zdenerwowanego kolegę.
- Słyszałeś?
- Kogo?
- Isco.
- No – Pepe wyszczerzył się w szczerym uśmiechu. – Właśnie tłumaczy Hazardowi, że Corazon El Sol jest naprzeciwko tego burdelu, co tam chadza z Jese. Jego ulubiony punkt odniesienia.
- Alisha umówiła się z Hazardem – oświadczył Cristiano grobowym tonem.
- Ano, bywa - stwierdził swobodnie Pepe.
- Właśnie, bywa! – Ramos przysiadł się koło nich i wciął do rozmowy. – I dobrze Ci radzę, zostaw to w spokoju.
- Nie słucham rad, a zwłaszcza twoich – odciął się Ronaldo. – Pójdziemy tam dzisiaj, Kepler, do Corazon El Sol.
- Co? My? Po co? – spytał wyraźnie nieusatysfakcjonowany tą wizją Pepe.
- Pierdolony pies ogrodnika! – Ramos wtrącił się po raz kolejny. - Sam nie zje, a drugiemu nie da! Daj spokój, Cris.
- A tobie co do tego? – spytał Hiszpana, a Kepler zarechotał pod nosem. - A ty z czego rżysz? - zwrócił się do Pepe.
- Brat Ramosa miał bardzo fajną przyjaciółkę, o równie fajnych walorach – tłumaczył, patrząc na coraz bardziej rozjuszonego Sergio. – No a Ramos, jak to Ramos, brałby wszystko co się rusza. Tylko braciszek go uświadomił, dosyć boleśnie, że w tym przypadku nic z tego. Pamiętasz jak w maju nosił taką śliwę pod okiem?
- Wtedy co gadał, że mu słuchawka od prysznica na łeb spadła? – upewnił się Cristiano.
- Ja tu jestem – oświadczył Ramos, kolorowy od złości.
- Właśnie wtedy – przytaknął Pepe.
- Panowie – ich wesołą rozmowę przerwał Zizou, który właśnie wkroczył do szatni podejrzanie głośnym krokiem i z podejrzanie poważną miną. Wszyscy jak na komendę zamilkli. – Daliśmy dupy – oświadczył po chwili ciszy.
- Ale jak to? – spytał inteligentnie Sergio. – Przecież wygraliśmy!
- Ramos – Zizou zrobił dwa kroki w kierunku Hiszpana, w efekcie czego tamten przysiadł niepewnie na ławce. – Ty to nazywasz wygraną? Żebym ja, pięć minut po tym, jak prowadziliśmy dwa zero, musiał sobie włosy z głowy rwać, bo tobie się kolory mylą i podajesz pod NASZĄ bramką do Costy?!
- Bbbez…obbbrazy…ttrenerze, ale w pana przypadku, to włosy z głowy rwać, to tak trochę nie bardzo – odezwał się nieśmiało Sergio. Zidane cisnął w niego spojrzeniem z repertuaru tych najgroźniejszych, po czym policzył spokojnie, w myślach, do dziesięciu. W gruncie rzeczy był bardzo spokojnym człowiekiem, ale od każdej reguły są jak wiadomo wyjątki, i w przypadku Zidane’a owym wyjątkiem był nikt inny, jak Sergio Ramos.
- A co najważniejsze, nie wiem, czy podczas waszych jakże owocnych karier, zdążyliście się zorientować, że piłka nożna jest grą zespołową. Jeżeli jeszcze komuś to umknęło, to oświadczam, że grą zespołową jest. A w grze zespołowej, jak jeden stoi wolny, a drugi ma za sobą trzy ogony, to wypadałoby podać – mówił, świdrując wzrokiem wszystkich po kolei.
- Wypadałoby – wtrącił się Cristiano, a oczy wszystkich obecnych spoczęły na nim. – Ale niektórym to chyba jeszcze umknęło – dokończył, a swoje przenikliwe spojrzenie umieścił w osobie Hazarda.
- Mówię ogólnie, Mesut, ciebie też to dotyczy – sprecyzował Zidane. Dokładnie zrozumiał aluzję Cristiano co do Edena. Wiedział, że Portugalczyk za nim nie przepadał, nie wiedział jeszcze za to dlaczego.
- Nie mogłem ci podać, bo Godin byłby pierwszy – odpowiedział Belg z niemniejszą pewnością siebie.
- Dobra, panowie. Gra dupy nie urywa, ale trzy punkty są. Dokończymy jutro w Valdebebas. Cristiano, Carlos czeka na ciebie i twoją kostkę – zakończył, po czym udał się w stronę wyjścia.
- Kepler – Ronaldo zwrócił się do Portugalczyka na odchodne. – Dzisiaj o 20.
- A dajcie mi wszyscy spokój z tymi romansami!
- Nie pójdziesz?
- Nie.
- To nie.


Nerwowo zerknęła na zegarek. Trzy minuty po dwudziestej. Przyspieszyła kroku i w końcu znalazła się przed drzwiami jednej z najelegantszych i najdroższych restauracji w Madrycie.
Chwilę później zajęła miejsce naprzeciwko Edena.
- Przepraszam za spóźnienie – powiedziała zdejmując płaszcz w kolorze khaki i podała go kelnerowi.
- Spóźnienie? – spojrzał na zegarek. – U mnie jest równo dwudziesta. – powiedział a ona upiła łyk wybornego, białego wina.
- Widać, że jesteś nowy – stwierdziła, odstawiając kieliszek na stolik.
- Tak?- zdziwił się i podparł głowę na łokciu. – Dlaczego?
- Bo jeszcze nie wpadłeś we wszechogarniający szał codziennych wycieczek do burdelów i tym podobnych. W tej szatni to norma. – wyjaśniła i oboje parsknęli cichym śmiechem.
- Nie przepadam za takimi miejscami…
- Bo masz żonę i dzieci? – przerwała mu i wlepiła w niego swoje przenikliwe, niebieskie spojrzenie. Uśmiechnęła nie pod nosem widząc jego zmieszanie. – Myślałeś, że nie wiem?
- Nie miałem zamiaru robić z tego tajemnicy – powiedział i tym razem to on upił łyk z kieliszka.
- Żona nie ma nic przeciwko takim spotkaniom?
- A gdybyś ty była tą żoną, to byś miała? – spytał i tym razem to on utkwił w niej swój kipiący pewnością siebie wzrok.
- Tak, pewnie tak.
- Lubię cię, po prostu. Nie widzę nic złego w spotkaniu z koleżanką z pracy.
- Nie jestem twoją koleżanką z pracy – powiedziała z uśmiechem. – Jestem asystentką twojego prezesa.
Również się zaśmiał.
- Mam do ciebie mówić per pani?
- O cholera – wyrwało jej się. Gwałtownie spuściła wzrok na dół.
- Co? Coś się stało? – spytał i odwrócił się za siebie. Po chwili zlokalizował Cristiano Ronaldo, we własnej osobie, pogrążonego w czytaniu potężnych rozmiarów karty menu.
- Znaliście się wcześniej, prawda? – spytał, zwracając się ponownie w jej stronę.
- To długa historia…
- A my mamy dużo czasu – przerwał jej i uśmiechnął się szelmowsko. Alisha tym czasem zdołała wychwycić przysiadającą się do stolika Ronaldo kobietę. Irina. Albo to dziwny zbieg okoliczności, albo ten palant mnie śledzi, pomyślała.



- Nie wiedziałam, że gustujesz w takich miejscach – Rosjanka usiadła obok swojego chłopaka i przywitała go namiętnym pocałunkiem.
- W sumie to też nie wiedziałem…- powiedział i odłożył kartę na bok. – Pięknie wyglądasz – zmierzył ją wzrokiem. – Coś do jedzenia, picia?
- Zamów to samo co dla siebie, ja zaraz wracam. – powiedziała i udała się w stronę toalety. Tymczasem Cristiano powrócił do studiowania jakże zawiłego i skomplikowanego menu.
- Może Gazpacho? – spytał, słysząc, że ktoś zajął już miejsce naprzeciwko. – Pepe? – zdziwił się widząc przed sobą zmachanego Keplera z kapturem na głowie. – Co ty tu robisz?
- A co mam robić – próbował złapać oddech. – Siedzę i ratuję ci dupę. Wiedziałem, że odjebiesz coś głupiego. Na cholerę żeś tu przylazł, jeszcze z Iriną?
- Przyszedłem na kolację z kobietą, którą kocham. Co w tym dziwnego? – spytał retorycznie i ponownie zilustrował kolegę wzrokiem.-  Coś ty taki zmachany jak po Gran Derbi?
- Bo mnie gazeciarze gonili, gnidy przebrzydłe – wyjaśnił dosadnie, zdejmując kaptur. – Chodź.
- Gdzie?
- Przyszedłem naprawić toksyczną atmosferę w szatni. – powiedział wskazując na stolik Alishi i Edena.
- A Irina?
- Już idzie.
Istotnie cała trójka udała się w kierunku pobliskiego stolika.
- Echem – chrząknął Kepler. – Możemy przeszkodzić?
- Eee… jasne – Eden wstał i przywitał się z Portugalczykiem, następnie jak przystało na okoliczności dzisiejszego spotkania, cmoknął Irinę w rękę i wyciągnął dłoń w kierunku Cristiano, co tamten odwzajemnił. Alisha również przywitała się ze wszystkimi. Choć gust Ronaldo uważała za dosyć osobliwy, musiała przyznać, że Irina jest naprawdę piękną i miłą kobietą. Jakieś cztery lata temu miały przyjemność się poznać, więc nie widziała jej po raz pierwszy, ale Pani Shayk z biegiem czasu wyglądała coraz lepiej. Kepler widząc napiętą atmosferę postanowił interweniować.
- No, to co jemy? – spytał wesoło i wyszczerzył się w uśmiechu.
Choćby starał się ze wszystkich sił, atmosfera i tak była dziwnie nienaturalna. Cristiano najwyraźniej próbował ignorować Alishę, bo mimo jej przenikliwego wzroku, nie spojrzał na nią ani razu. Wyprostowała nogę po stołem natrafiając na kolano Cristiano, siedzącego dokładnie naprzeciwko. Tego właśnie chciała. Pierwszy raz od dawna patrzyły na nią brązowe oczy Portugalczyka.

__________________________________

 Wiem, że zawaliłam. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że wolałam nie dodawać nic, niż dodawać byle co;D Serio stęskniłam się za pisaniem, dlatego wracam, mam nadzieję, że tym razem na dłużej. To do napisania :)

A tak BTW...

Ramos, coś ty na siebie założył?;o