piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 6

Diciembre 2016, Madrid; España



- No to panowie – zaczął podchmielony Kepler, unosząc kieliszek w teatralnym geście. – Za nasze zdrowie!
Okazja do tego sobotniego melanżu była bowiem nie byle jaka. Real Madryt od czterech godzin okupował pierwsze miejsce w hiszpańskiej tabeli La Liga. I nikt nie miał prawa im go zabrać, przynajmniej do stycznia. Barcelona bowiem przegrała swój dzisiejszy mecz, a był on ostatnim w okresie przedświątecznym. Toteż piłkarze Królewskich byli naprawdę, bez wyjątków, w wyśmienitych nastrojach. Co prawda nie wszyscy świętowali w ekskluzywnym klubie Arabesco, ale część piłkarzy miło spędzała czas w owym klubie. Był wspomniany wcześniej Kepler, był Sami, a skoro był sami to był też i Mesut, był Ramos, który przyprowadził ze sobą Edena, mimo protestów tego drugiego. Ostatnio żyli w naprawdę dobrej komitywie. Był też i Cristiano, któremu, o dziwo, obecność Hazarda nie przeszkadzała. Doszło nawet do tego, że razem żartowali. Miał naprawdę doskonały humor i nikt nie był go w stanie zepsuć.
- Myślę, że to pierwsze miejsce jest w dużej mierze moją zasługą – przyznał skromnie Sergio.
- Ramos, ty więcej nie myśl, bo ci nie wychodzi – zgasił go Kepler i raczył się kolejnym kieliszkiem jakże pysznego, procentowego trunku.
Hiszpan zlustrował wzrokiem lokal. Całkiem przyjemnie, pomyślał.
- Chyba przejdę się dzisiaj na dziwki – stwierdził, jak gdyby nigdy nic. – Ty – dźgnął Edena w ramię. – Idziesz ze mną?
Hazard spojrzał na niego nieco rozbieganym wzrokiem. Miał naprawdę słabą głowę, jeżeli chodzi o alkohol.
- Ja – zaoferował się Isco. – Ja z tobą pójdę.
- Ty nie możesz – stwierdził Hiszpan. – Masz dziewczynę. A dziewczyn zdrrradzać nnie wolno!
- A mnie to się tak kojarzy, że Rubio cię wysiedliła z domu, bo dowiedziała się o tej blondynce.
Sergio cisnął w niego jednym ze swoich najgroźniejszych spojrzeń.
- A poza tym Hazard ma dwie, wiec nie może iść tym bardziej – dopowiedział Alarcon.
Ramos natychmiastowo przeniósł swój wzrok na Edena.
- No proszę bardzo. Cicha woda brzegi rwie, co? – zarechotał w swoim stylu. - No pochwal się, kto to taki. Ty, ale ty mówiłeś, że żony swojej, to ty nigdy nie zdradzisz.
- Ramos, nie pij już – wtrącił się Cristiano. A tymczasem Hazard, jak się okazało, po spożyciu kilku procentowych trunków stał się nadzwyczaj rozmowny.
- Alisha jest naprawdę cudowną kobietą – powiedział i uśmiechnął się z niespotykaną u niego pewnością siebie. Momentalnie zapadła cisza.
- Ty, jaja sobie robisz, nie? – dopytywał Ramos, kątem oka zerkając na Cristiano. Siedział jeszcze na miejscu. Ale Hiszpan znał go na tyle dobrze, aby wiedzieć, że za chwilę eksploduje. Co prawda był mniej porywczy niż kilka lat wstecz. Zamiast robić, najpierw wolał pomyśleć. Ale zdarzały się wyjątkowe sytuacje i Sergio podświadomie czuł, że właśnie ta może być jedną z nich. Ronaldo nigdy mu się nie zwierzał, toteż nie opowiadał mu o swoich stosunkach z Alishą, ale trzeba było być wyjątkowo niedomyślnym, żeby nie zauważyć, że relacja między nimi jest dosyć specyficzna.
- Nie, jest wyjątkowa. A jej ciało… Żałuj, że nie widziałeś jej nago – powiedział roześmiany, a chwilę później poczuł na swoim zacnym obliczu siłę pięści Ronaldo. I pewnie poczułby jeszcze kilka razy, gdyby nie interwencja Samiego i Sergio.


 - Kurwa – Mesut zaklął pod nosem. – Nic nie słychać!
- A może tak, weź tą szklankę w drugą stronę? – zaproponował spokojnie Sami, patrząc na nieporadne poczynania przyjaciela. Sam zaś siedział wygodnie na ławeczce, naprzeciwko drzwi gabinetu Pereza. Ozil spojrzał na Khedirę ze swoim charakterystycznym błyskiem w oku.
- A faktycznie! – ucieszył się Niemiec, przykładając szklankę dnem do ucha, a nie dnem do drzwi, tak jak robił to poprzednio. Musiał bowiem, po prostu musiał słyszeć tę rozmowę. Każdym mięśniem czuł, że nie skończy się ona dla Cristino zbyt dobrze.
- Ja Ci mówię, że Floro to Crisa sprzeda zimą, ja ci mówię! – prawił po swojemu, tymczasem Sami zaczytywał się w leżącej na stoliku gazecie. Ozil uparł się, że musi tą rozmowę słyszeć, żeby w razie czego, jak to on stwierdził – interweniować. A że Khedira znał go już parę dobrych lat, wiedział, że interwencje Ozila skończą się wielką katastrofą. Toteż przyszedł tu z nim i obserwował z powątpiewaniem wygibasy kolegi.
- A ja Ci mówię, że tu jest kamera – Sami istotnie wskazał na kameropodobne urządzenie umieszczone w rogu ściany. – Którą Floro systematycznie, co tydzień ogląda, odkąd buchnęli mu z recepcji te brązowe okulary.
Mesut z przerażeniem zlustrował wrogie urządzenie, po czym zwinnym ruchem zarzucił na głowę kaptur i wrócił do poprzedniej czynności.
- Myślę, że już cię zarejestrowali i kaptur nic tu nie pomoże – oznajmił Khedira ze stoickim spokojem.
- To może ja teraz wyjdę i wrócę w kapturze za chwilę, a jak wrócę w kapturze za chwilę, to nie będzie wiadomo, że to ja ten sam, który stałem tu w kapturze przed chwilą?
Sami jedynie głośno westchnął i wrócił do swojej gazety.
- Cicho! – syknął nagle Mesut.
- Przecież nic nie mówię
- Słyszę Crisa, czekaj – przesunął szklankę nieco w prawo. – Że też on nie może głośniej mówić, no! Jak na boisku to się drze Ozil, Ozil, tu jestem, podaj, a teraz pląka coś pod nosem i nic nie słychać – tłumaczył obruszony.
- No drze się na boisku, bo ci przypominam, że ty głuchy jesteś na lewe ucho i jak Cris krzyczy, żebyś podał, to albo do Bale’a albo do Hazarda podajesz na prawo.
- Hazardowi więcej nie podam – zaprzysiągł Niemiec. – Ja to go nawet lubiłem, ale jak mi Crisa przez niego sprzedadzą, to już go nie lubię. Zresztą, cicho! Nie zagaduj mnie, bo przegapię jakiś kulminacyjny moment.
- Ozil, ale ty jesteś głuchy. Coś pewnie przekręcisz.
- Nic nie przekręcę – zapewnił, przystawiając ponownie ucho do szklanki.


- Cristiano – zaczął łagodnie Perez. – Nie chcę się wymądrzać ani prawić morałów. Po prostu, rozumiesz, to wszystko trzeba trzymać jakoś w kupie. A ja nie mogę sobie pozwolić…
- Perez powiedział, że ma go w dupie – oświadczył tymczasem, grobowym tonem Mesut, nadstawiając ucha jeszcze bardziej. Sami spojrzał z powątpiewaniem na kolegę.
- … nie mogę sobie pozwolić, żeby takie rzeczy działy się w moim klubie. Prasa, dziennikarze, wszyscy o tym mówią. Jesteś wielkim profesjonalistą i mam nadzieję, że nie będę musiał więcej interweniować…
- Boże! – Mesut spojrzał z przerażeniem na Khedirę, który za to z niepokojem lustrował kolejne strony gazety. – Powiedział, że chyba musi zacząć się interesować, dalej nie usłyszałem, ale pewnie jego sprzedażą! No mówiłem, mówiłem. Ja zawsze mam rację. Ja wiem, co ja zrobię. Ja nie będę podawał do Hazarda, a jak nie będę do niego podawał to…
- To Zidane cię zjebie w przerwie – wtrącił się Khedira.
- Nie, to nie będzie miał piłki, a jak nie będzie miał piłki, to go w końcu sprzedadzą, no nie? – wyrzucił z siebie na jednym oddechu. – Jestem genialny! – oświadczył zadowolony i ponownie przymierzył się do swojego detektywistycznego zajęcia, kiedy to drzwi od gabinetu otworzyły się z rozmachem, a on wpadł do środka, razem ze swoją szklanką i spojrzał niewinnie na stojącego nad nim Crisa.
- Ozil? – zdziwł się Ronaldo. – Co tu to robisz? – spytał i wyciągnął rękę w kierunku leżącego Niemca. Tamten z lubością z niej skorzystał i chwilę później stał na równych nogach.
- Dzień dobry, panie prezesie – zaczął serdecznie w kierunku Pereza, który jeszcze niedawno siedział za biurkiem, a teraz zmierzał w jego kierunku z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Dzień dobry, Mesut – Florentino uśmiechnął się do piłkarza. – Coś cię do mnie sprowadza?- spytał, spoglądając na szklankę, którą dzierżył w dłoni. – Czegoś szukasz?
- Ja? – spytał i inteligentnie przeniósł obie ręce do tyłu. – Nie, ja tak sobie tutaj, ten, no, wody szukam. Wie prezes, krany nam wysuszyło, a mnie to się strasznie pić chcę.
- Co się zrobiło? – spytał Perez, tym razem nieco bardziej podejrzliwie. Cristiano zdążył już się zorientować, co tak naprawdę jest przyczyną tutejszej obecności Ozila, bo znał go długo i wiedział, że z czasem przychodzą mu do głowy coraz głupsze pomysły.
- Dzień dobry – do akcji wkroczył Sami, dzierżąc w dłoniach gazetę. – Pić mu się po prostu chciało i wie pan, nie chciało mu się schodzić na dół, więc przyszedł tutaj.
- Ah, tak – Florentino podał uprzejmie Ozilowi szklankę wody.
- To my już pójdziemy – zakomunikował Khedira i jako pierwszy wyszedł na zewnątrz. Za nim podążyli, rzecz jasna, Mesut i Cristiano.
- Całkiem was pogięło? – zaczął konkretnie Ronaldo. – Że Ozil, to ja rozumiem, ale ty? – spojrzał na Samiego.
- No co, ktoś go musiał pilnować. Dobra, zjeżdżamy stąd – oznajmił i znowu ruszył jako pierwszy.
- Pilnować – prychnął Cristiano i ruszył za kolegami. – Po co ci ta gazeta? Dwa pięćdziesiąt nie masz i do kiosku za daleko, czy co?
- Zdjęcia Leny tu są. I to jakie. – wyjaśnił z niechęcią.
- Jakie? Gołe? Pokaż! – ucieszył się Ozil.
- Ja Ci dam pokaż. Już wiem dlaczego Ramos siedzi tam, nad tymi gazetami, całymi dniami. Ja mu dam. Po mordzie, a nie gazety!


Do świąt Bożego Narodzenia pozostało kilka dni. Jak co roku cały sztab szkoleniowy, trenerzy, piłkarze, koszykarze i działacze klubu mieli się spotkać na wspólnej kolacji, która miała się odbyć właśnie tego dnia. Cristiano przyjechał na miejsce nieco wcześniej. Jakoś nie mógł znaleźć sobie miejsca od czasu wydarzeń sprzed dwóch dni. Starał się o tym nie myśleć. Miał szczęście, że akurat przyjechała Irina, więc wypełniła jego wolny czas. Niby był pewien, że to co mówił Hazard nie było prawdą. Alisha nie należała do takich kobiet. A z drugiej strony, coś było nie tak. Mówił to z takim przekonaniem. Miał nadzieję, że jeżeli przyjedzie wcześniej uda mu się spokojnie z nią porozmawiać. Niestety dla niego, jeszcze jej nie było. Zdążyli przyjechać prawie już wszyscy, a jej nadal nigdzie nie mógł zlokalizować. Kiedy ujrzał ją, zmierzającą w jego kierunku z wielkim uśmiechem, zrobiło mu się gorąco. Była taka piękna. Irina dawno nie zrobiła na nim takiego wrażenia. Większość osób stwierdziłaby, że jest po prostu wybrednym idiotą, bo Irina była równie piękna, a może i nawet, w opinii niektórych, miała więcej atutów niż Alisha. Ale nie miała tego czegoś. Tego, czego Cristiano nie potrafił zdefiniować. Podeszła do niego pewnym krokiem i delikatnie musnęła jego policzek ustami.
- Musimy porozmawiać – powiedział chłodno. Odsunęła swoją twarz od jego i spojrzała w brązowe oczy.
- Teraz?
- Tak.
- O czym?
Z jego ust wydobył się ironiczny śmiech.
- Jesteś zbyt porywczy. Powinieneś się cieszyć, że tylko tak to się skończyło. Nawet nie wiesz, ile musiałam przekonywać Pereza, że to jednorazowy incydent i więcej tego nie zrobisz.
- Słucham? – spytał z niedowierzaniem. – Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Miałem tam siedzieć i czekać na pikantne szczegóły?
Ku jego zdziwieniu wybuchła niepohamowanym śmiechem.
- Aż tak cię to bawi? – był coraz bardziej poirytowany.
- Ty mnie bawisz – powiedziała i splotła ręce na jego szyi. – Naprawdę myślisz, że byłabym w stanie coś takiego zrobić? – spytała spoglądając w jego oczy. Widziała, jak z każdą sekundą jego spojrzenie łagodnieje. Miał do niej cholerną słabość, z którą nie potrafił walczyć.
- Nie.
- No właśnie. Chodź – powiedziała i pociągnęła go za rękę.- Pewnie wszyscy już są.

____________________________

W końcu udało mi się skończyć ten rozdział! Miałam środek, ale początku i końca - brak. 
I tak dopisywałam po kawałku żeby mniej więcej powstała z tego jakaś całość. 


Cóż za zgodność;D
Do następnego;*