poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 3


Septiembre 2016, Madrid; España

- A może Perpetua? – Mesut spojrzał na swoich towarzyszy.
- Nie! – krzyknął natychmiast Khedira. – Żadnej Parpepity.
Ozil zamyślił się po raz kolejny, wpatrując się w widok miasta za oknem. Był sobotni wieczór, co było równoznaczne z tłumami ludzi w każdym z możliwych miejsc. Jak miło było patrzeć na tabuny gniotących się, pędzących ludzi za oknem a samemu siedzieć w uroczej, niezbyt zatłoczonej kawiarni. – To ja nie wiem – dodał po chwili. – Będę miał bezimienną córkę!
- A może jakieś włoskie imię? – zaproponowała Alisha. – Włoskie imiona są bardzo ładne. Ozil, czy ty na pewno zamówiłeś to jedzenie? Czekamy prawie pół godziny – spojrzała na zegarek.
- Wiem! Basilla! Pięknie brzmi! – zawołał uradowany.
- Żadnej Basilli – uruchomił się ponownie Sami. – Od razu kojarzy mi się, cholera jasna, z Bazyleą, co to nas ograła rok temu dwa zero. Na pewno nie!
- Może Granada? – Mesut zadumał się po raz kolejny.
- Granada? – zaczęła Alisha. – Oszalałeś? Chcesz skrzywdzić dziecko na całe życie? Poza tym dlaczego niby Granada?
- A nie wiem, jakoś tak z Granadą zawsze mi się dobrze gra.
- Nie ma mowy! Mój syn nie ożeni się z kobietą o imieniu Granada! – oświadczył Sami.
-  Zaraz, zaraz – Alisha zmierzyła go wzrokiem. – Z tego co wiem, to twój syn ma dwa lata. Z kim ty chcesz go żenić w tym wieku?
- W tym wieku z nikim! Za osiemnaście – zamyślił się na krótką chwilę. – No może dwadzieścia lat! Z córką tego debila – wskazał głową na zadumanego Mesuta i wyszczerzył się ukazując wszystkie zęby. – Nieźle to wymyśliliśmy, nie? Pod warunkiem, że nie będzie żadnej Perpity, Basili czy innej Valencii.
- Boże – sapnęła jedynie pod nosem. – Wymyślisz coś z Mandy. Wątpię, żeby chciała mieć córkę o tak oryginalnym imieniu jak Granada. – rzuciła w stronę Ozila.
- Cześć – odezwał się ktoś za nimi. Jak na zawołanie cała trójka przeniosła wzrok do tyłu.
- A może by tak Cristina? – Mesut deliberował sam ze sobą.
- Tak – zasalutował Ronaldo, odsuwając krzesło i przysiadając się do stolika. – Bardzo ładne imię. I mogę być ojcem chrzestnym – dokończył, upijając łyk wody ze szklanki Alishi. Nie musiał nawet pytać o co chodzi. Dobrze wiedział, że Mesut dalej ślęczy nad tym imieniem. Wymęczył już pół składu Realu, coby podsunęli mu jakiś pomysł, a sam, trzeba przyznać miał owe pomysły coraz głupsze. Przynajmniej według Cristiano.
- A w dupę się cmoknij – Sami zmierzył go groźnym wzrokiem. – Ojcem chrzestnym będę ja! Słyszysz? Ja!
- Ok – Cris uniósł ręce w geście obrony.
- Swoją drogą – zaczął Ozil podpierając się na łokciu. – Widzieliście, jakie Hazard nosi majtki? Od Armaniego! Najnowszy model, fure kasy kosztują! Widziałem w sklepie, chciałem nawet kupić, ale Mandy powiedziała, że w dupie mi się przewraca i po jej trupie sobie takie kupię. No a na co mi trup, nie?
- Czy ty jesteś pewien co do swojej orientacji seksualnej? Gdzie ty się w ogóle patrzysz? – spytała Alisha, wyjmując szklankę wody z dłoni Cristiano.
- Tego nie da się nie zauważyć. Poza tym, w szatni pełnej dwudziestu dwóch facetów
- Trzech – poprawił go Sami.
- Dwudziestu trzech, to normalne. Spoko gość z niego, no nie? Trzy razy wygrałem z nim w tę grę telefonową od Coentrao.
- Pewnie dlatego jest spoko – zauważyła Alisha. Mesut wściekał się na każdą jedną osobę, która tylko była w stanie w ową grę z nim zwyciężyć. Nawet z Zizou się raz pokłócił. Miał szczęście, że trener podchodził do tego wszystkiego z dystansem.
- W ogóle jest spoko. Tylko Cris chyba za nim nie przepada. Co nie? – zwrócił się do Cristiano.
- Co ja?
- Nie przepadasz za Hazardem? – zaciekawiła się Alisha, spoglądając na niego uważnie. On za to wpatrywał się w widok za oknem.
- Nie znam go zbyt dobrze.
- Bo nie chcesz poznać! Ostatnio jak lecieliśmy do Malagi to Kepler dostał rozwolnienia i cały lot siedział w kiblu! A Hazard chciał się przysiąść do Crisa, a Cris na to, że nie!
Ronaldo spiorunował kolegę najgroźniejszym ze swoich spojrzeń. Mimo upływu lat, Mesut nie zmienił się ani trochę. Nadal był największą paplą w drużynie.
- Czy to przypadkiem nie dzisiaj twoja teściowa miała zlecieć do Madrytu? – spytał, świdrując Niemca wzrokiem. Ku jego zdziwieniu, oczy Ozila przybrały jeszcze większy rozmiar niż zazwyczaj.
- O cholera – przygrzmocił sobie ręką w czoło. – O cholera, zapomniałem na śmierć! Mandy mnie zabije. Khedira, zbieraj się!
- Co? Ja? Po co ja?
- Bo mnie ostatnio gliny spisały! Jeszcze gdzie mnie dzisiaj namierzą i ciągać będą po komisariatach! Nie marudź – zarządził, widząc niezbyt entuzjastyczną minę kolegi. – No, to adios! – pożegnał się z resztą i pognał w stronę khedirowego samochodu. Wraz z Samim, oczywiście.
- Co? – Cristiano spojrzał na Alishę, po dłuższej chwili ciszy.
- Nic. Odwieziesz mnie?
Ronaldo bez słowa wstał i podał jej swoją kurtkę.
- Pada. Załóż bo zmokniesz.
Wzięła materiał do ręki i zarzuciła na ramiona. Wyszli z budynku i szybkim krokiem, w strugach deszczu dotarli do samochodu. Chwilę później owy samochód zaparkował pod domem Alishi.
- Wejdziesz na chwilę? – spytała.
- Zapraszasz mnie do siebie? Jeszcze niedawno nie chciałaś ze mną rozmawiać – zaśmiał się, rozładowując wyraźnie napiętą atmosferę. Atmosferę, która właściwie nie wiadomo dlaczego przybrała taki charakter.
- Zapraszam, a to rzadkość. Radzę skorzystać.
- Zazwyczaj nie słucham rad.
- Wiem. I zazwyczaj źle na tym wychodzisz.
- Dobra – otworzył drzwi. – Idziemy?
Chwilę później znaleźli się w pomieszczeniu.
- Pójdę się przebrać – stwierdziła, lustrując wzrokiem swoje przemoczone ubrania. Wróciła w szarym t-shircie i czarnych spodniach dresowych.
- Wow – powiedział dokładnie jej się przyglądając.
- Co?
- Wyglądasz tak… inaczej.
- Inaczej?
- Inaczej niż zwykle. Jakoś tak… luźniej.
- Też wyglądasz aż nazbyt luźno. Czyżby striptiz? – spytała, spoglądając na niego uważnie. Siedział rozwalony na kanapie, bez górnej części stroju. Dokładnie lustrowała wzrokiem jego idealnie wyrzeźbioną klatkę piersiową. Nie widziała jej po raz pierwszy, ale pierwszy raz patrzyła na nią inaczej niż zwykle.
- Jakby nie było, na mnie też padało. Przeziębię się.
- O co ci chodziło w samochodzie? – przerwała, siadając obok niego z kubkiem herbaty. Upiła łyk i wyciągnęła kubek w jego stronę.
- A co się wydarzyło w samochodzie?
- Właśnie nic. Nie odezwałeś się ani słowem.
- I vice versa – stwierdził upijając łyk gorącego płynu. Dobrze jednak wiedział, o co jej chodzi. – Po prostu nie lubię się nikomu tłumaczyć. Ozil jak zwykle za dużo gada.
- Nikt nie kazał ci się tłumaczyć. Sam stwarzasz problemy.
- Dobra – odłożył kubek na stół. – Możemy nie rozmawiać o Hazardzie? Są chyba ciekawsze tematy?
- Czyli jednak jest coś na rzeczy – stwierdziła z satysfakcją.
- Nic nie ma. Gramy w jednej drużynie, ale chyba nie musimy utrzymywać bliższych relacji.
- Jasne. Tylko spytałam, wydaje się całkiem sympatyczny.
Albo jej się wydawało, albo usłyszała jego ciche, ironiczne prychnięcie. Odwróciła się w jego stronę i oparła głowę na łokciu.
- Co? – spytał przybierając identyczną pozycję.
- Nic – odpowiedziała, spoglądając w jego brązowe tęczówki.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz?
- Jak?
- Właśnie tak.
- Normalnie patrzę – odpowiedziała, a po kolejnej chwili ciszy przesunęła opuszkiem palców po jego idealnie wyrzeźbionych mięśniach. Lekko wzdrygnął się przy dotyku jej chłodnej dłoni.
- Naprawdę chciało ci się na to wszystko pracować? – spytała, nadal gładząc jego skórę i kreśląc na niej kółka.
- Na co?
- Na to – wskazała głową na jego idealną muskulaturę.
Zaśmiał się, ponownie spoglądając w jej oczy.
- Kiedyś zabiorę cię na siłownie. Spodoba ci się.
- Mówisz to zupełnie bez przekonania – powiedziała, przysuwając swoją twarz w jego stronę. Ich usta dzieliły centymetry, dokładnie czuła na swoich ustach jego przyspieszony oddech. Oplotła dłonie wokół jego szyi. Sam nie wiedział dlaczego, poczuł się jak sparaliżowany. Pierwszy raz w życiu onieśmieliła go kobieta. Kobieta, którą zna od tak dawna. Pierwszy raz w życiu nie wiedział co zrobić.
- Co robisz? – spytał, mówiąc wprost do jej ust.
Przysunęła się jeszcze bardziej i musnęła jego wargi swoimi.
- Muszę iść – powiedział zdejmując jej dłonie ze swojej szyi. Wstał, dopił zawartość kubka i podniósł z podłogi swoją kurtkę. – Irina na mnie czeka. – dokończył, podał jej kubek i ruszył w kierunku drzwi. Chwilę później usłyszała ich głośne trzaśnięcie i dźwięk silnika samochodu. Z całej siły cisnęła kubkiem o ścianę i patrzyła jak rozpada się na miliony drobnych kawałków.

 _____________________________________

Znowu dłuugo mnie tu nie było, wszystko przez ten brak czasu.
Rozdział pisany na szybko, także nie wiem co z niego wyszło.
Real sprzedał Ozila. W ogóle nie rozumiem tej decyzji i chyba nigdy nie zrozumiem.
No bo jak, jak tak można było?
Jak widać wyżej, ja tam go nigdzie nie sprzedaje i w moim opowiadaniu nadal zostaje.
To do następnego :)