czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział 5

Noviembre 2016, Madrid; España


Z pewnością wszystkich madridistas mógł zdziwić fakt, iż Cristiano Ronaldo, strzelec jedynej bramki dla Realu Madryt w zremisowanym meczu z FC Barceloną, nie świętował swojej bramki. Bernabeu wyraziło swoje niezadowolenie. Portugalczyk przyjął solidną porcję gwizdów. Czyżby sentyment wobec swojej dawnej drużyny, a może...
Alisha podniosła leżący na blacie stolika pilot i zwinnym ruchem wyłączyła stojące nieopodal radio.
- Eh, nigdy nie byłem wybitnym matematykiem - Florentino zdjął okulary i przetarł je skrawkiem czarnej marynarki. - Mogłabyś na to zerknąć?
- Pewnie - wzięła od Pereza plik kartek i spoglądała na nie, przerzucając raz po raz na drugą stronę.
- Co ten chłopak wyprawia - powiedział, a ona podniosła wzrok i spojrzała na zatroskaną twarz prezesa. - Kibice mu tego nie zapomną. Sam fakt tego, że odszedł do... - przerwał, jakby w poszukiwaniu odpowiedniego słowa. - A teraz jeszcze to.
- Tutaj - Alisha wskazała palcem na pierwszy wers. - Tutaj jest błąd.
- Ultras Sur chcą zrobić protest. Nie chcą tutaj Cristiano - wziął od niej dokumenty. - Dziękuje, zaniosę to Manuelowi. A ty... może byś z nim porozmawiała?
- Ja? - spytała. Dobrze wiedziała do czego zmierza ta rozmowa. - I co mam mu powiedzieć? - zupełnie nieświadomie podniosła głos, co nigdy jej się nie zdarzało w rozmowie z Florentino. - Och, Cristiano jesteś takim idiotą. My płacimy za ciebie kuriozalnie wysoką cenę, a ty nie cieszysz się ze strzelonej bramki - powiedziała ironicznie.
- Dobrze, nie było pytania - Perez nigdy nie pozwalał na to, by ktoś zwracał się do niego w ten sposób. Do niej jednak miał słabość, jak chyba każda osoba w instytucji Realu Madryt. Uśmiechnął się niewinnie - Przypomnij, proszę cię, chłopakom o tym evencie Audi. Jutro punktualnie o 10 mają stawić się na Togoritto.
- Oczywiście.


Ciszę na wielkiej auli raz po raz przerywał dźwięk uderzania nogą o krzesło. A owa noga należało do Isco.
- Przestań - siedząca obok niego Alisha szturchnęła go w ramię, po czym skierowała swój wzrok na prezesa Audi AG, który właśnie pojawił się na środku razem ze swoją mową powitalną.
- Nie mogę. To odruch niekontrolowany - wyjaśnił Hiszpan i wrócił do kontynuowania jakże irytującej czynności.
- To się kontroluj - powiedziała cicho, nawet na niego nie spoglądając.
- Ja pierdolę - sapnął siedzący przed nimi Jese. - Nie mogą nam po prostu dać tych samochodów i arrivederci? Nie mogę siedzieć w jednym miejscu tak długo!
Pan Martin Winterkorn przerwał swoje przemówienie i zerknął na salę, w celu zlokalizowania przeszkadzających mu dźwięków. Po chwili kontynuował. Alisha dyskretnie zerknęła w prawą stronę. Myślała, że jej się wydawało. A jednak nie. Bale, Hazard, a dalej Ronaldo. Cristiano i Eden siedzieli obok siebie. Ktoś tak rozplanował miejsca, czy specjalnie obok siebie usiedli? Wróciła wzrokiem na środek sali. Chyba zaczynała mieć obsesję. Przecież tylko koło siebie siedzą. A to jeszcze o niczym nie świadczy. Zerknęła na spokojną twarz Daniego Carvajala, który siedział po jej prawej stronie. Spojrzał na nią, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Tak, to na pewno tylko przypadek.


- A tobie co? - Khedira dosiadł się do Ozila, który siedział przy małym stoliku i konsumował nachosy z wyraźnie niezadowoloną miną. Piłkarze zdążyli już odebrać samochody, a po owych odbiorach zostali zaproszeni na posiłek, z czego rzecz jasna część z nich, a już w szczególności Mesut, musiał skorzystać.
- Nic - burknął Niemiec i konsumował dalej. Sami zmierzył wzrokiem pozostałych piłkarzy okupujących ten sam stolik, mianowicie Sergio, Cristiano i Keplera. Miał nadzieję, że któryś wyjaśni mu cóż to tym razem jest przyczyną podłego humoru Ozila. Sami znał Mesuta bardzo długo. Wiedział, że z natury przejmuje się wszystkimi mało ważnymi pierdołami, ale w gruncie rzeczy był naprawdę dobrym kolegą. I kiedy wymagała tego sytuacja, potrafił zachowywać się poważnie. No, może czasem. Odpowiedzi jednak Sami nie otrzymał, zauważył natomiast, że wszyscy z podejrzanym rozbawieniem zerkają na Ozila.
- Bo jak się w czwartek pytałem Ramosa, czy lepsze czarne, czy szare Audi A8, to powiedział, że szare, bo modniejsze! I ja wziąłem szare, chociaż bardziej mi się podobało czarne! A czarne było tylko jedno! I co? I Ramos je wziął! Specjalnie mi tamto kazał wziąć! - wyrzucił w końcu z siebie Mesut.
- Co moje nie twoje! Pilnuj się swojego samochodu - odparł Sergio, poprawiając z godnością kanarkową marynarkę. Cristiano kątem oka dostrzegł Alishę. Alishę, która w najlepsze śmiała się z zapewne marnych dowcipów Hazarda. Jakby tego było mało, razem z nimi rozmawiał Perez. Poczuł złość. Prawdziwą złość, taką, jakiej nie czuł dawno. Nie dość, że rozmawia z nią, to jeszcze nadskakuje prezesowi, a przecież do tej pory to Ronaldo był jego ulubieńcem. W dniu kiedy Cristiano oświadczył, że chcę odejść, Florentino zaproponował mu niemoralnie duże pieniądze. Wszystko, byleby nie stracić swojej gwiazdy. Ale CR7 nie był człowiekiem, dla którego głównym priorytetem były pieniądze. Były na samym końcu jego hierarchii wartości. Najważniejsza była rodzina. Właśnie to wpłynęło na decyzję, którą podjął. Do tej pory nie zrozumiałą dla nikogo.
- Boże, a jak urodzę bliźniaczki? - Ozil puścił w niepamięć swoje niedawne perypetie samochodowe i powrócił do ostatnimi czasami tematu numer jeden. Cristiano nadal nie rozumiał, jak to możliwe, że Ozil, który sam jeszcze jest dzieckiem, będzie miał własne dziecko.
- Nie martw się. Nie jesteś na tyle inteligentny, żeby robić dwie rzeczy naraz - wyjaśnił rzeczowo Ronaldo i upił łyk wody. Mesut zmarszczył czoło, co było równoważne z tym, że właśnie nad czymś intensywnie myśli.
- Czy ty mnie właśnie obraziłeś?
- No co ty, Ozil, wcale - odparł Cristiano po raz kolejny.
- Ekhem - Alisha zlustrowała ich wzrokiem i przysiadła obok Sergio. Cristiano patrzył na nią przez dłuższą chwilę i wcale nie chciał udawać, że tego nie robi. Była taka inna. Rzadko kiedy uśmiechała się tak szczerze, rozmawiała tak swobodnie, zazwyczaj w ogóle nie dosiadała się do piłkarzy, a już na pewno nie będąc w pracy. Cristiano miał wrażenie, że w każdej rozmowie z nim pogrywała, bawiła się, łapała za słówka. Zresztą, taka była. Tajemnicza. Czyżby to Hazard miał na nią taki wpływ? Cristiano jak najszybciej odpędził od siebie tę myśl. Myśl, że to właśnie ten przeklęty Belg jest osobą, przy której Alisha jest tak naprawdę sobą.
- No dobra - wypiła do końca sok Ramosa. - Ktoś musi mnie podwieźć do El Toro. Prezes ma jeszcze kilka spraw do załatwienia tutaj - powiedziała i wbiła swój wzrok w Cristiano. No jak nic mówi do mnie, pomyślał CR7. Znowu to robi. Pewnie myśli, że się zgodzę.
- Cóż za zbieg okoliczności - Hazard stanął za nią i nachylił się tak, że niemal dotykał jej twarzy swoją. - Właśnie jadę do El Toro.
- Świetnie - powiedziała i z premedytacją spojrzała w pociemniałe oczy Portugalczyka, po czym skierowała się razem z Edenem w stronę wyjścia. Ronaldo powoli opanował oddech i rozluźnił mięśnie, luzując ucisk pięści, które zupełnie nieświadomie zacisnął.
- Ozil - zwrócił się do Mesuta. - Załatwię ci czarne Audi A8.
- Tak? - twarz Niemca natychmiast rozpromieniała szczerą radością.
- Tak.


Wsiadł do samochodu, po czym dokładnie zapiął pas. Ze schowka przy siedzeniu pasażera wyjął paczkę gum do żucia. Poczęstował się jedną, resztę wrzucając spowrotem. Odpalił samochód i powolnie przemierzał parking. Lubił tę porę dnia, zmierzch. Wszyscy piłkarze zdążyli już odjechać, zostały nieliczne osoby ze sztabu szkoleniowego. Uśmiechnął się widząc w oddali kobietę w brązowym, długim płaszczu.
- Może gdzieś podwieźć? - spytał odsuwając szybę.
Wciągnęła dym z papierosa i spojrzała na niego przelotnie.
- Nie, dziękuje - powiedziała ironicznie, ponownie zaciągając się papierosem. - Czekam na taksówkę.
- Jeżeli tą prowadzoną przez niejakiego E. Hazarda, to chyba trochę poczekasz - uśmiechnął się ponownie.- Wyrzuć to świństwo i wsiadaj.
- Dziękuje, nie skorzystam.
- Wsiadaj - powiedział ostrzej.
Ku jego zdziwieniu zgasiła papierosa, którego już co prawda zdążyła wypalić i zajęła miejsce obok niego. Jechał łamiąc swoje wszystkie zasady. Mimo okazałej kolekcji sportowych samochodów, wprost stworzonych do szybkiej jazdy, nigdy nie szalał na drodze. Z wyjątkiem dzisiejszego dnia, jechał zdecydowanie za szybko. Może przez tą niemal duszącą ciszę w samochodzie?
- Hazardowi padły opony. Słyszałeś coś o tym? - zagadała.
- Nie - powiedział, zatrzymując się na czerwonym świetle.
- To twoje dzieło?
- Moje? - spytał i spojrzał jej w oczy. Była piękną kobietą. Nocne oświetlenie rozświetlało jej twarz, ukazując idealną cerę i piękne niebieskie oczy. Uwielbiał kobiety z niebieskimi oczami. I z zielonymi. Takie miała Irina. - Uważasz, że byłbym do czegoś takiego zdolny? - spytał z półuśmiechem.
- Zielone - powiedziała, a on nacisnął pedał gazu. Chwilę później zaparkował pod jej bramą.
- Ultras Sur organizują jakąś akcję antyRonaldo. Perez też nie pała radością.
- A ty? - znowu na nią spojrzał. - Jesteś na mnie zła?
- Przyzwyczaiłam się do twoich idiotycznych zachowań.
- Mógłbym powiedzieć to samo - powiedział ciszej.
- Słucham? - odwróciła się w jego stronę.
- Nie, nic.
- Chyba już na mnie czas, dobranoc - powiedziała naciskając klamkę.
- Chyba tak, do zobaczenia - odparł, a chwilę później został sam. Wpatrywał się dłuższą chwilę w piękną panoramę miasta. Dom Alishi znajdował się na wzgórzu, więc wokół rozciągały się naprawdę piękne widoki. Nawet nie zdążył się odwrócić, słysząc dźwięk otwieranych drzwi z jego strony. Chwilę później całował się bez opamiętania z kobietą, która tak niesamowicie go pociągała. Była taka tajemnicza, przez co działała na niego jeszcze bardziej. Usiadła na nim okrakiem a on, jakby oprzytomniał, odsunął powoli swoją twarz od jej, napotykając po drodze jej niebieskie, przenikliwe spojrzenie. Mógł ją mieć. Tu i teraz. Mogła być tylko jego. Ale co z jego rodziną, Iriną, synem? Patrzył w jej piękne tęczówki i z każdą sekundą wiedział, że dłużej nie wytrzyma.
- Pieprzyć to - tym razem to on przywarł do niej ustami. A potem ciałem, powoli pozbywając się jej spodni. Tej nocy liczyła się tylko ona. Nikt więcej.

________________________________

Zostawiam wam kolejny rozdział. Sama się dziwię, że udało mi się go wczoraj dokończyć bo zazwyczaj trochę mi się to przeciąga. No, to do następnego;D


środa, 8 stycznia 2014

Rozdział 4

Octubre 2016, Madrid; España


- Znowu ratuję nam dupy! Ja nie wiem, no nie wiem, serio nie wiem, co wy byście beze mnie zrobili! – emocjonował się Sergio Ramos, schodząc do szatni po wygranym 3:2 meczu z Atletico. Strzelił bowiem w ostatniej minucie doliczonego czasu gry gola na wagę trzech punktów. Podobnie jak w poprzednim meczu, tyle że Ligi Mistrzów, gdzie również strzelił gola w końcówce spotkania.
- Ja ci powiem Ramos, co my byśmy bez ciebie zrobili – wziął się pod boki Carvajal , po czym kontynuował. – My wygralibyśmy ten mecz 2:0! Zjebałeś dwa gole w pięć minut! Latasz po tym boisku jak jeździec bez głowy.
- Ja zjebałem? Ja? – naburmuszył się Ramos. – Nie pyskuj starszemu i mądrzejszemu!
- Debile – podsumował ich szukający swoich czystych skarpetek Cristino. Znalazł swoją zgubę i udał się na ławkę koło swojej szafki.
- Jesteś pewien, że wszystko okej? – zmaterializował się koło niego Kepler.
- Yhym – przytaknął i z wrodzoną dokładnością złożył czystą bluzę, po czym włożył ją do torby.
- To nie wygląda zbyt dobrze – kontynuował Pepe, patrząc z powątpiewaniem na zakrwawioną skarpetkę Cristino. Ten ściągnął ją zwinnym ruchem i zerknął na równie zakrwawioną kostkę.
- Przeżyję. To tylko obtarcie.
- Okej, jak tam uważasz.
- Pierdolisz?! – wśród ogólnego zamieszania i hałasu w szatni ten był w tej chwili najgłośniejszy. A autorem jego był bowiem Isco. – No, stary, brawo! – Hiszpan spojrzał z uznaniem na siedzącego obok niego Hazarda. – Jak ja się chciałem z nią umówić, to nie dość, że mnie wyjebała za drzwi, to powiedziała Zizou, że się opierdalam na treningach. Przez dwa tygodnie miałem taki wycisk, że nie wiedziałem jak się nazywam.
Cristino odwrócił się w jego kierunku i uśmiechnął pod nosem. Doskonale pamiętał, jak to Zizou sporządził dla Francisco indywidualny trening. O stokroć intensywniejszy i cięższy niż innych, rzez jasna. A wszystko dlatego, że Alisha zupełnie przypadkiem powiedziała Zizou, że zupełnie przypadkiem widziała, jak to właśnie Isco obija się na treningu, co oczywiście nie było do końca prawdą, a raczej małą zemstą. Do tej pory Cristiano się zastanawia, co takiego ta kobieta w sobie ma, że wszyscy robią to, co ona chce, tak, jak ona chce, wszyscy jej bezgranicznie wierzą i ufają. Łącznie z nim.
- To gdzie ta randka? – kontynuował swoje wywody Francisco.
- W Corazon El Sol. Nie mam pojęcia gdzie to jest – oświadczył Hazard, a Cristiano nieświadomie zacisnął mocniej pięści, a jego spojrzenie przybrało nadwyraz groźny charakter. Właśnie skojarzył i połączył fakty.
- Co jest? – spytał Kepler, spoglądając na wyraźnie zdenerwowanego kolegę.
- Słyszałeś?
- Kogo?
- Isco.
- No – Pepe wyszczerzył się w szczerym uśmiechu. – Właśnie tłumaczy Hazardowi, że Corazon El Sol jest naprzeciwko tego burdelu, co tam chadza z Jese. Jego ulubiony punkt odniesienia.
- Alisha umówiła się z Hazardem – oświadczył Cristiano grobowym tonem.
- Ano, bywa - stwierdził swobodnie Pepe.
- Właśnie, bywa! – Ramos przysiadł się koło nich i wciął do rozmowy. – I dobrze Ci radzę, zostaw to w spokoju.
- Nie słucham rad, a zwłaszcza twoich – odciął się Ronaldo. – Pójdziemy tam dzisiaj, Kepler, do Corazon El Sol.
- Co? My? Po co? – spytał wyraźnie nieusatysfakcjonowany tą wizją Pepe.
- Pierdolony pies ogrodnika! – Ramos wtrącił się po raz kolejny. - Sam nie zje, a drugiemu nie da! Daj spokój, Cris.
- A tobie co do tego? – spytał Hiszpana, a Kepler zarechotał pod nosem. - A ty z czego rżysz? - zwrócił się do Pepe.
- Brat Ramosa miał bardzo fajną przyjaciółkę, o równie fajnych walorach – tłumaczył, patrząc na coraz bardziej rozjuszonego Sergio. – No a Ramos, jak to Ramos, brałby wszystko co się rusza. Tylko braciszek go uświadomił, dosyć boleśnie, że w tym przypadku nic z tego. Pamiętasz jak w maju nosił taką śliwę pod okiem?
- Wtedy co gadał, że mu słuchawka od prysznica na łeb spadła? – upewnił się Cristiano.
- Ja tu jestem – oświadczył Ramos, kolorowy od złości.
- Właśnie wtedy – przytaknął Pepe.
- Panowie – ich wesołą rozmowę przerwał Zizou, który właśnie wkroczył do szatni podejrzanie głośnym krokiem i z podejrzanie poważną miną. Wszyscy jak na komendę zamilkli. – Daliśmy dupy – oświadczył po chwili ciszy.
- Ale jak to? – spytał inteligentnie Sergio. – Przecież wygraliśmy!
- Ramos – Zizou zrobił dwa kroki w kierunku Hiszpana, w efekcie czego tamten przysiadł niepewnie na ławce. – Ty to nazywasz wygraną? Żebym ja, pięć minut po tym, jak prowadziliśmy dwa zero, musiał sobie włosy z głowy rwać, bo tobie się kolory mylą i podajesz pod NASZĄ bramką do Costy?!
- Bbbez…obbbrazy…ttrenerze, ale w pana przypadku, to włosy z głowy rwać, to tak trochę nie bardzo – odezwał się nieśmiało Sergio. Zidane cisnął w niego spojrzeniem z repertuaru tych najgroźniejszych, po czym policzył spokojnie, w myślach, do dziesięciu. W gruncie rzeczy był bardzo spokojnym człowiekiem, ale od każdej reguły są jak wiadomo wyjątki, i w przypadku Zidane’a owym wyjątkiem był nikt inny, jak Sergio Ramos.
- A co najważniejsze, nie wiem, czy podczas waszych jakże owocnych karier, zdążyliście się zorientować, że piłka nożna jest grą zespołową. Jeżeli jeszcze komuś to umknęło, to oświadczam, że grą zespołową jest. A w grze zespołowej, jak jeden stoi wolny, a drugi ma za sobą trzy ogony, to wypadałoby podać – mówił, świdrując wzrokiem wszystkich po kolei.
- Wypadałoby – wtrącił się Cristiano, a oczy wszystkich obecnych spoczęły na nim. – Ale niektórym to chyba jeszcze umknęło – dokończył, a swoje przenikliwe spojrzenie umieścił w osobie Hazarda.
- Mówię ogólnie, Mesut, ciebie też to dotyczy – sprecyzował Zidane. Dokładnie zrozumiał aluzję Cristiano co do Edena. Wiedział, że Portugalczyk za nim nie przepadał, nie wiedział jeszcze za to dlaczego.
- Nie mogłem ci podać, bo Godin byłby pierwszy – odpowiedział Belg z niemniejszą pewnością siebie.
- Dobra, panowie. Gra dupy nie urywa, ale trzy punkty są. Dokończymy jutro w Valdebebas. Cristiano, Carlos czeka na ciebie i twoją kostkę – zakończył, po czym udał się w stronę wyjścia.
- Kepler – Ronaldo zwrócił się do Portugalczyka na odchodne. – Dzisiaj o 20.
- A dajcie mi wszyscy spokój z tymi romansami!
- Nie pójdziesz?
- Nie.
- To nie.


Nerwowo zerknęła na zegarek. Trzy minuty po dwudziestej. Przyspieszyła kroku i w końcu znalazła się przed drzwiami jednej z najelegantszych i najdroższych restauracji w Madrycie.
Chwilę później zajęła miejsce naprzeciwko Edena.
- Przepraszam za spóźnienie – powiedziała zdejmując płaszcz w kolorze khaki i podała go kelnerowi.
- Spóźnienie? – spojrzał na zegarek. – U mnie jest równo dwudziesta. – powiedział a ona upiła łyk wybornego, białego wina.
- Widać, że jesteś nowy – stwierdziła, odstawiając kieliszek na stolik.
- Tak?- zdziwił się i podparł głowę na łokciu. – Dlaczego?
- Bo jeszcze nie wpadłeś we wszechogarniający szał codziennych wycieczek do burdelów i tym podobnych. W tej szatni to norma. – wyjaśniła i oboje parsknęli cichym śmiechem.
- Nie przepadam za takimi miejscami…
- Bo masz żonę i dzieci? – przerwała mu i wlepiła w niego swoje przenikliwe, niebieskie spojrzenie. Uśmiechnęła nie pod nosem widząc jego zmieszanie. – Myślałeś, że nie wiem?
- Nie miałem zamiaru robić z tego tajemnicy – powiedział i tym razem to on upił łyk z kieliszka.
- Żona nie ma nic przeciwko takim spotkaniom?
- A gdybyś ty była tą żoną, to byś miała? – spytał i tym razem to on utkwił w niej swój kipiący pewnością siebie wzrok.
- Tak, pewnie tak.
- Lubię cię, po prostu. Nie widzę nic złego w spotkaniu z koleżanką z pracy.
- Nie jestem twoją koleżanką z pracy – powiedziała z uśmiechem. – Jestem asystentką twojego prezesa.
Również się zaśmiał.
- Mam do ciebie mówić per pani?
- O cholera – wyrwało jej się. Gwałtownie spuściła wzrok na dół.
- Co? Coś się stało? – spytał i odwrócił się za siebie. Po chwili zlokalizował Cristiano Ronaldo, we własnej osobie, pogrążonego w czytaniu potężnych rozmiarów karty menu.
- Znaliście się wcześniej, prawda? – spytał, zwracając się ponownie w jej stronę.
- To długa historia…
- A my mamy dużo czasu – przerwał jej i uśmiechnął się szelmowsko. Alisha tym czasem zdołała wychwycić przysiadającą się do stolika Ronaldo kobietę. Irina. Albo to dziwny zbieg okoliczności, albo ten palant mnie śledzi, pomyślała.



- Nie wiedziałam, że gustujesz w takich miejscach – Rosjanka usiadła obok swojego chłopaka i przywitała go namiętnym pocałunkiem.
- W sumie to też nie wiedziałem…- powiedział i odłożył kartę na bok. – Pięknie wyglądasz – zmierzył ją wzrokiem. – Coś do jedzenia, picia?
- Zamów to samo co dla siebie, ja zaraz wracam. – powiedziała i udała się w stronę toalety. Tymczasem Cristiano powrócił do studiowania jakże zawiłego i skomplikowanego menu.
- Może Gazpacho? – spytał, słysząc, że ktoś zajął już miejsce naprzeciwko. – Pepe? – zdziwił się widząc przed sobą zmachanego Keplera z kapturem na głowie. – Co ty tu robisz?
- A co mam robić – próbował złapać oddech. – Siedzę i ratuję ci dupę. Wiedziałem, że odjebiesz coś głupiego. Na cholerę żeś tu przylazł, jeszcze z Iriną?
- Przyszedłem na kolację z kobietą, którą kocham. Co w tym dziwnego? – spytał retorycznie i ponownie zilustrował kolegę wzrokiem.-  Coś ty taki zmachany jak po Gran Derbi?
- Bo mnie gazeciarze gonili, gnidy przebrzydłe – wyjaśnił dosadnie, zdejmując kaptur. – Chodź.
- Gdzie?
- Przyszedłem naprawić toksyczną atmosferę w szatni. – powiedział wskazując na stolik Alishi i Edena.
- A Irina?
- Już idzie.
Istotnie cała trójka udała się w kierunku pobliskiego stolika.
- Echem – chrząknął Kepler. – Możemy przeszkodzić?
- Eee… jasne – Eden wstał i przywitał się z Portugalczykiem, następnie jak przystało na okoliczności dzisiejszego spotkania, cmoknął Irinę w rękę i wyciągnął dłoń w kierunku Cristiano, co tamten odwzajemnił. Alisha również przywitała się ze wszystkimi. Choć gust Ronaldo uważała za dosyć osobliwy, musiała przyznać, że Irina jest naprawdę piękną i miłą kobietą. Jakieś cztery lata temu miały przyjemność się poznać, więc nie widziała jej po raz pierwszy, ale Pani Shayk z biegiem czasu wyglądała coraz lepiej. Kepler widząc napiętą atmosferę postanowił interweniować.
- No, to co jemy? – spytał wesoło i wyszczerzył się w uśmiechu.
Choćby starał się ze wszystkich sił, atmosfera i tak była dziwnie nienaturalna. Cristiano najwyraźniej próbował ignorować Alishę, bo mimo jej przenikliwego wzroku, nie spojrzał na nią ani razu. Wyprostowała nogę po stołem natrafiając na kolano Cristiano, siedzącego dokładnie naprzeciwko. Tego właśnie chciała. Pierwszy raz od dawna patrzyły na nią brązowe oczy Portugalczyka.

__________________________________

 Wiem, że zawaliłam. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że wolałam nie dodawać nic, niż dodawać byle co;D Serio stęskniłam się za pisaniem, dlatego wracam, mam nadzieję, że tym razem na dłużej. To do napisania :)

A tak BTW...

Ramos, coś ty na siebie założył?;o