- Znowu ratuję nam dupy! Ja nie wiem, no nie wiem, serio nie wiem, co wy byście beze mnie zrobili! – emocjonował się Sergio Ramos, schodząc do szatni po wygranym 3:2 meczu z Atletico. Strzelił bowiem w ostatniej minucie doliczonego czasu gry gola na wagę trzech punktów. Podobnie jak w poprzednim meczu, tyle że Ligi Mistrzów, gdzie również strzelił gola w końcówce spotkania.
- Ja ci powiem Ramos, co my byśmy bez ciebie zrobili – wziął
się pod boki Carvajal , po czym kontynuował. – My wygralibyśmy ten mecz 2:0!
Zjebałeś dwa gole w pięć minut! Latasz po tym boisku jak jeździec bez głowy.
- Ja zjebałem? Ja? – naburmuszył się Ramos. – Nie pyskuj
starszemu i mądrzejszemu!
- Debile – podsumował ich szukający swoich czystych
skarpetek Cristino. Znalazł swoją zgubę i udał się na ławkę koło swojej szafki.
- Jesteś pewien, że wszystko okej? – zmaterializował się
koło niego Kepler.
- Yhym – przytaknął i z wrodzoną dokładnością złożył czystą
bluzę, po czym włożył ją do torby.
- To nie wygląda zbyt dobrze – kontynuował Pepe, patrząc z
powątpiewaniem na zakrwawioną skarpetkę Cristino. Ten ściągnął ją zwinnym
ruchem i zerknął na równie zakrwawioną kostkę.
- Przeżyję. To tylko obtarcie.
- Okej, jak tam uważasz.
- Pierdolisz?! – wśród ogólnego zamieszania i hałasu w
szatni ten był w tej chwili najgłośniejszy. A autorem jego był bowiem Isco. –
No, stary, brawo! – Hiszpan spojrzał z uznaniem na siedzącego obok niego
Hazarda. – Jak ja się chciałem z nią umówić, to nie dość, że mnie wyjebała za
drzwi, to powiedziała Zizou, że się opierdalam na treningach. Przez dwa
tygodnie miałem taki wycisk, że nie wiedziałem jak się nazywam.
Cristino odwrócił się w jego kierunku i uśmiechnął pod
nosem. Doskonale pamiętał, jak to Zizou sporządził dla Francisco indywidualny
trening. O stokroć intensywniejszy i cięższy niż innych, rzez jasna. A wszystko
dlatego, że Alisha zupełnie przypadkiem powiedziała Zizou, że zupełnie
przypadkiem widziała, jak to właśnie Isco obija się na treningu, co oczywiście
nie było do końca prawdą, a raczej małą zemstą. Do tej pory Cristiano się
zastanawia, co takiego ta kobieta w sobie ma, że wszyscy robią to, co ona chce,
tak, jak ona chce, wszyscy jej bezgranicznie wierzą i ufają. Łącznie z nim.
- To gdzie ta randka? – kontynuował swoje wywody Francisco.
- W Corazon El Sol. Nie mam pojęcia gdzie to jest –
oświadczył Hazard, a Cristiano nieświadomie zacisnął mocniej pięści, a jego
spojrzenie przybrało nadwyraz groźny charakter. Właśnie skojarzył i połączył
fakty.
- Co jest? – spytał Kepler, spoglądając na wyraźnie
zdenerwowanego kolegę.
- Słyszałeś?
- Kogo?
- Isco.
- No – Pepe wyszczerzył się w szczerym uśmiechu. – Właśnie
tłumaczy Hazardowi, że Corazon El Sol jest naprzeciwko tego burdelu, co tam
chadza z Jese. Jego ulubiony punkt odniesienia.
- Alisha umówiła się z Hazardem – oświadczył Cristiano
grobowym tonem.
- Ano, bywa - stwierdził swobodnie Pepe.
- Właśnie, bywa! – Ramos przysiadł się koło nich i wciął do
rozmowy. – I dobrze Ci radzę, zostaw to w spokoju.
- Nie słucham rad, a zwłaszcza twoich – odciął się Ronaldo.
– Pójdziemy tam dzisiaj, Kepler, do Corazon El Sol.
- Co? My? Po co? – spytał wyraźnie nieusatysfakcjonowany tą
wizją Pepe.
- Pierdolony pies ogrodnika! – Ramos wtrącił się po raz
kolejny. - Sam nie zje, a drugiemu nie da! Daj spokój, Cris.
- A tobie co do tego? – spytał Hiszpana, a Kepler zarechotał
pod nosem. - A ty z czego rżysz? -
zwrócił się do Pepe.
- Brat Ramosa miał bardzo fajną przyjaciółkę, o równie
fajnych walorach – tłumaczył, patrząc na coraz bardziej rozjuszonego Sergio. –
No a Ramos, jak to Ramos, brałby wszystko co się rusza. Tylko braciszek go
uświadomił, dosyć boleśnie, że w tym przypadku nic z tego. Pamiętasz jak w maju
nosił taką śliwę pod okiem?
- Wtedy co gadał, że mu słuchawka od prysznica na łeb
spadła? – upewnił się Cristiano.
- Ja tu jestem – oświadczył Ramos, kolorowy od złości.
- Właśnie wtedy – przytaknął Pepe.
- Panowie – ich wesołą rozmowę przerwał Zizou, który właśnie
wkroczył do szatni podejrzanie głośnym krokiem i z podejrzanie poważną miną.
Wszyscy jak na komendę zamilkli. – Daliśmy dupy – oświadczył po chwili ciszy.
- Ale jak to? – spytał inteligentnie Sergio. – Przecież
wygraliśmy!
- Ramos – Zizou zrobił dwa kroki w kierunku Hiszpana, w
efekcie czego tamten przysiadł niepewnie na ławce. – Ty to nazywasz wygraną? Żebym
ja, pięć minut po tym, jak prowadziliśmy dwa zero, musiał sobie włosy z głowy
rwać, bo tobie się kolory mylą i podajesz pod NASZĄ bramką do Costy?!
- Bbbez…obbbrazy…ttrenerze, ale w pana przypadku, to włosy z
głowy rwać, to tak trochę nie bardzo – odezwał się nieśmiało Sergio. Zidane
cisnął w niego spojrzeniem z repertuaru tych najgroźniejszych, po czym policzył
spokojnie, w myślach, do dziesięciu. W gruncie rzeczy był bardzo spokojnym
człowiekiem, ale od każdej reguły są jak wiadomo wyjątki, i w przypadku
Zidane’a owym wyjątkiem był nikt inny, jak Sergio Ramos.
- A co najważniejsze, nie wiem, czy podczas waszych jakże
owocnych karier, zdążyliście się zorientować, że piłka nożna jest grą
zespołową. Jeżeli jeszcze komuś to umknęło, to oświadczam, że grą zespołową
jest. A w grze zespołowej, jak jeden stoi wolny, a drugi ma za sobą trzy ogony,
to wypadałoby podać – mówił, świdrując wzrokiem wszystkich po kolei.
- Wypadałoby – wtrącił się Cristiano, a oczy wszystkich
obecnych spoczęły na nim. – Ale niektórym to chyba jeszcze umknęło – dokończył,
a swoje przenikliwe spojrzenie umieścił w osobie Hazarda.
- Mówię ogólnie, Mesut, ciebie też to dotyczy – sprecyzował
Zidane. Dokładnie zrozumiał aluzję Cristiano co do Edena. Wiedział, że
Portugalczyk za nim nie przepadał, nie wiedział jeszcze za to dlaczego.
- Nie mogłem ci podać, bo Godin byłby pierwszy –
odpowiedział Belg z niemniejszą pewnością siebie.
- Dobra, panowie. Gra dupy nie urywa, ale trzy punkty są.
Dokończymy jutro w Valdebebas. Cristiano, Carlos czeka na ciebie i twoją kostkę
– zakończył, po czym udał się w stronę wyjścia.
- Kepler – Ronaldo zwrócił się do Portugalczyka na odchodne.
– Dzisiaj o 20.
- A dajcie mi wszyscy spokój z tymi romansami!
- Nie pójdziesz?
- Nie.
- To nie.
Nerwowo zerknęła na zegarek. Trzy minuty po dwudziestej.
Przyspieszyła kroku i w końcu znalazła się przed drzwiami jednej z
najelegantszych i najdroższych restauracji w Madrycie.
Chwilę później zajęła miejsce naprzeciwko Edena.
- Przepraszam za spóźnienie – powiedziała zdejmując płaszcz
w kolorze khaki i podała go kelnerowi.
- Spóźnienie? – spojrzał na zegarek. – U mnie jest równo
dwudziesta. – powiedział a ona upiła łyk wybornego, białego wina.
- Widać, że jesteś nowy – stwierdziła, odstawiając kieliszek
na stolik.
- Tak?- zdziwił się i podparł głowę na łokciu. – Dlaczego?
- Bo jeszcze nie wpadłeś we wszechogarniający szał
codziennych wycieczek do burdelów i tym podobnych. W tej szatni to norma. –
wyjaśniła i oboje parsknęli cichym śmiechem.
- Nie przepadam za takimi miejscami…
- Bo masz żonę i dzieci? – przerwała mu i wlepiła w niego
swoje przenikliwe, niebieskie spojrzenie. Uśmiechnęła nie pod nosem widząc jego
zmieszanie. – Myślałeś, że nie wiem?
- Nie miałem zamiaru robić z tego tajemnicy – powiedział i
tym razem to on upił łyk z kieliszka.
- Żona nie ma nic przeciwko takim spotkaniom?
- A gdybyś ty była tą żoną, to byś miała? – spytał i tym
razem to on utkwił w niej swój kipiący pewnością siebie wzrok.
- Tak, pewnie tak.
- Lubię cię, po prostu. Nie widzę nic złego w spotkaniu z
koleżanką z pracy.
- Nie jestem twoją koleżanką z pracy – powiedziała z
uśmiechem. – Jestem asystentką twojego prezesa.
Również się zaśmiał.
- Mam do ciebie mówić per pani?
- O cholera – wyrwało jej się. Gwałtownie spuściła wzrok na
dół.
- Co? Coś się stało? – spytał i odwrócił się za siebie. Po
chwili zlokalizował Cristiano Ronaldo, we własnej osobie, pogrążonego w
czytaniu potężnych rozmiarów karty menu.
- Znaliście się wcześniej, prawda? – spytał, zwracając się
ponownie w jej stronę.
- To długa historia…
- A my mamy dużo czasu – przerwał jej i uśmiechnął się szelmowsko.
Alisha tym czasem zdołała wychwycić przysiadającą się do stolika Ronaldo
kobietę. Irina. Albo to dziwny zbieg
okoliczności, albo ten palant mnie śledzi, pomyślała.
- Nie wiedziałam, że gustujesz w takich miejscach – Rosjanka
usiadła obok swojego chłopaka i przywitała go namiętnym pocałunkiem.
- W sumie to też nie wiedziałem…- powiedział i odłożył
kartę na bok. – Pięknie wyglądasz – zmierzył ją wzrokiem. – Coś do jedzenia,
picia?
- Zamów to samo co dla siebie, ja zaraz wracam. –
powiedziała i udała się w stronę toalety. Tymczasem Cristiano powrócił do
studiowania jakże zawiłego i skomplikowanego menu.
- Może Gazpacho? – spytał, słysząc, że ktoś zajął już
miejsce naprzeciwko. – Pepe? – zdziwił się widząc przed sobą zmachanego Keplera
z kapturem na głowie. – Co ty tu robisz?
- A co mam robić – próbował złapać oddech. – Siedzę i ratuję
ci dupę. Wiedziałem, że odjebiesz coś głupiego. Na cholerę żeś tu przylazł,
jeszcze z Iriną?
- Przyszedłem na kolację z kobietą, którą kocham. Co w tym
dziwnego? – spytał retorycznie i ponownie zilustrował kolegę wzrokiem.- Coś ty taki zmachany jak po Gran Derbi?
- Bo mnie gazeciarze gonili, gnidy przebrzydłe – wyjaśnił
dosadnie, zdejmując kaptur. – Chodź.
- Gdzie?
- Przyszedłem naprawić toksyczną atmosferę w szatni. –
powiedział wskazując na stolik Alishi i Edena.
- A Irina?
- Już idzie.
Istotnie cała trójka udała się w kierunku pobliskiego
stolika.
- Echem – chrząknął Kepler. – Możemy przeszkodzić?
- Eee… jasne – Eden wstał i przywitał się z Portugalczykiem,
następnie jak przystało na okoliczności dzisiejszego spotkania, cmoknął Irinę w
rękę i wyciągnął dłoń w kierunku Cristiano, co tamten odwzajemnił. Alisha
również przywitała się ze wszystkimi. Choć gust Ronaldo uważała za dosyć
osobliwy, musiała przyznać, że Irina jest naprawdę piękną i miłą kobietą.
Jakieś cztery lata temu miały przyjemność się poznać, więc nie widziała jej po
raz pierwszy, ale Pani Shayk z biegiem czasu wyglądała coraz lepiej. Kepler
widząc napiętą atmosferę postanowił interweniować.
- No, to co jemy? – spytał wesoło i wyszczerzył się w
uśmiechu.
Choćby starał się ze wszystkich sił, atmosfera i tak była dziwnie
nienaturalna. Cristiano najwyraźniej próbował ignorować Alishę, bo mimo jej
przenikliwego wzroku, nie spojrzał na nią ani razu. Wyprostowała nogę po stołem
natrafiając na kolano Cristiano, siedzącego dokładnie naprzeciwko. Tego właśnie
chciała. Pierwszy raz od dawna patrzyły na nią brązowe oczy Portugalczyka.
__________________________________
Wiem, że zawaliłam. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że wolałam nie dodawać nic, niż dodawać byle co;D Serio stęskniłam się za pisaniem, dlatego wracam, mam nadzieję, że tym razem na dłużej. To do napisania :)
A tak BTW...
Ramos, coś ty na siebie założył?;o
jak ja się niesamowicię cieszę na ten rozdział, to Ty pojęcia nie masz! tak się stęskniłam za Alishą i Cristiano, w ogóle za Twoją kreacją madryckich piłkarzy, że nie mogę. *-*
OdpowiedzUsuńtak sobie czytam i czytam i czytam i jeszcze mi mało. u Ciebie to ile byś nie napisała to to tak przyjemnie się czyta, że człowiek nawet nie zauważa kiedy już skończy a potem tylko taka mina w stylu "to już?" i zaczyna czytać jeszcze raz. XD
Al coś w sobie ma, bez wątpienia. Ronaldo rzeczywiście zachowuje się jak pies ogrodnika. rozumiem, chciał przyjść z Keplerem, spoko, ale z Iriną? nie wiem co bym sobie pomyślała na miejscu głównej bohaterki. nie za bardzo potrafię też zrozumieć zachowanie Ronaldo, bo niby coś jest na rzeczy, ale udaje, że dziewczyna dla niego nie istnieje. ;o
Hazard wydaje się spoko, aczkolwiek jak się ma żonę i dzieci to ja nie wiem czy wypada chodzić na kolacyjki z koleżanką z pracy.
och, Ronaldo, ogarnij się wreszcie!
z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. strasznie się cieszę, że wróciłaś. :D
hahahh, co do Sergio... ja nie wiem, wygląda jakby kamizelkę na dziecięcą piżamę, - która się zamiast skurczyć, to rozszerzyła w praniu - załozył. ja nie wiem kto go ubiera. o_O XDXDXDXDXD
Zachowanie Cristiano jest trochę wkurzające, ale mam nadzieję, że z każdym następnym rozdziałem będzie coraz lepiej. Bardzo polubiłaś postać Alishy. Czekam na następny i proszę o informowanie ;*
OdpowiedzUsuńzapraszam na resumen-de-la-vida.blogspot.com
Nadrobiłam. Ja nie wiem w co ten cris pogrywa. Serio zachowuje się jak pies ogrodnika. Mógłby w końcu jakoś określić uczucia jakimi darzy Alishe. Super opisujesz tutaj cały real. Uwielbiam twoja twórczość. Pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńmuszę zaspamować tu, bo jak na razie z przyzcyn technicznych nie moge trafić do zakładki spam xc w każdym razie nowy rozdział na http://te-quiero-para-siempre.blogspot.com ;D
OdpowiedzUsuń