poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 8

Febrero 2017, Madrid; Espana


Jeśli ktoś myślał, że futbol jest jedną z rzeczy przewidywalnych, bardzo grubo się mylił. Real po świetnym zakończeniu ubiegłego roku, bieżący zaczął niemal katastrofalnie. Forma ma to do siebie, że raz jest, a raz jej nie ma. Drużyna Zidane'a z pewnością teraz jej nie miała. Spośród 3 meczy rozegranych w styczniu jeden fartem zremisowała, by dwa następne przegrać, i to nie z potęgami, a z - nie ubliżając nikomu - średniakami, wręcz można by rzec drużynami słabymi.Mało tego, gra była tragiczna, a w sumie to ciężko ją oceniać, biorąc pod uwagę fakt że posiadanie piłki w meczu z Almerią rozłożyło się niemal po połowie, z delikatną przewagą dla tych drugich właśnie. A luty jak to luty, był miesiącem wielkiego powrotu Ligi Mistrzów. Zidane musiał coś zrobić. Wiedział, że Liga będzie cholernie ciężka biorąc pod uwagę 8 punktową stratę do Barcelony, toteż musiał ratować Champions League.
- Alisha - krzyknął, przemierzając ciemny korytarz. - Alisha - powtórzył, stwierdzając, że nie usłyszała. Zatrzymała się i odwróciła w jego kierunku. Najwyraźniej szła do swojego pokoju bo w rękach tradycyjnie dzierżyła kawę, a pod pachą stos papierów.
- Tak?
- Musisz z nimi porozmawiać. Wiem, że nie jesteś psychologiem, ale wiem też, że większość z nich lata do ciebie z każdą pierdołą bo ufają ci jak nikomu innemu. Ligę stracili, Ligi Mistrzów nie oddam, już na pewno nie tym czerwonym hienom - powiedział z wyraźną zaciętością ostatnie słowa. Alisha mimowolnie się roześmiała. Skoro Zizou jest wściekły, sprawa naprawdę musi być poważna.
- Ale ja tu chyba nic nie zdziałam. To, że powiem Ozilowi, że Amanda jest zdecydowanie lepszą opcją imienną dla noworodka niż Granada raczej w niczym nie pomoże.
 - U Ozila akurat nie jest tak źle. Ale Ramos, Hazard, Jese, Marcelo, Carvajal? Grają gorzej niż Zawisza Bydgoszcz.
- Niż co? - spytała podnosząc usta z nad parującego kubka.
- Nic, nieważne, taki polski zespół. Nie wiem, spytaj, zagadaj, doradź jakoś, dowiedz się czy mają jakieś problemy. Może prywatne, a może to znowu jakieś dymy w szatni. Może to kwestia motywacji, sam już nie wiem.
- Dobra, postaram się.
- Z góry dziękuję. Jak przegramy z tymi paziami to nas brukowce rozszarpią.


- A więc - zaczęła wpatrując się w zaskoczoną minę Hazarda. Siedział wygodnie oparty o krzesełko ze skrzyżowanymi rękami i nogami. Mimo, że ich stosunki od pewnego czasu uległy wyraźnemu ochłodzeniu, wyraźnie kokietował ją spojrzeniem. - Masz jakiś problem?
- Słucham? - spytał, chyba naprawdę zaskoczony. Niemożliwe, że nie wiedział po co są przeprowadzane te rozmowy. Ozil na pewno puścił już farbę. Co z tego, że akurat Niemiec w owych rozmowach brać udziału nie musiał. Stwierdził, że on też ma pilną potrzebę porozmawiania. Znalazł się w gabinecie Alishi jako pierwszy. Teraz jednak byli sami. On i Ona. Hazard i Alisha.
- Gra ci ostatnio nie idzie...
- Nie idzie wszystkim - przerwał jej.
- Tobie szczególnie - powiedziała, przeglądając jego styczniowe statystyki pomeczowe i analizy.
- Mam problem - powiedział i na chwilę zapadła cisza. - Jest wyjątkowo piękny i tajemniczy. Nie potrafię go rozgryźć. Właściwie to jej. Wydaje mi się, że w coś gra - dokończył, a przez jego twarz przemknął ledwie zauważalny uśmieszek. Ona jednak zdołała go wychwycić.
- Hazard - powiedziała głośniej niż zamierzała i z hukiem zamknęła segregator z jego nazwiskiem. - Nie zgrywaj wielkiego cwaniaka, obydwoje wiemy, że nim nie jesteś. To, że robisz swoją żonę na boku nie czyni z ciebie jakiegoś pierdolonego przywódcy stada.
- Robię, bo ona robi dokładnie to samo - powiedział bez emocji. - A ty mi raz w tym pomogłaś i przyznam, że naprawdę nie wiem co takiego się zdarzyło i co tak pogorszyło nasze stosunki. Było mi dobrze i wiem, że tobie też. Było po prostu miło.
- Było - powiedziała, prostując się i też opadła na oparcie swojego siedzenia, już wyraźnie bardziej rozluźniona. - Ale takie rzeczy trzeba doceniać, jeden raz może się już nigdy więcej nie powtórzyć.
- Doceniam, nawet nie wiesz jak - powiedział, znowu ze swoim charakterystycznym uśmiechem. - Powiedz mi, proszę, tylko tak szczerze, w co ty grasz, co ty chcesz osiągnąć?
- Nic, wszystko co chciałam w swoim życiu osiągnąć jest moje. Człowiek sukcesu - przygryzła delikatnie skuwkę czarnego pióra.
- O co chodzi z Crisem? - patrzył na nią uważnie, by zarejestrować jej reakcję. Pech chciał, że w niektórych momentach była kobietą-skałą. Zupełnie nie dało się odczytać i zinterpretować jej emocji. - Dlaczego w jego obecności zachowujesz się tak, jak byśmy nadal utrzymywali ze sobą kontakty, mimo, że tak nie jest? Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale dwóch facetów w jednej szatani, myślących o jednej kobiecie nie wróży niczego dobrego. Jeden element tutaj nie pasuje. Nie przepadam za nim, bo nasze relacje od początku nie ułożyły się pomyślnie, ale chciałbym to załagodzić, naprawdę zależy mi na grze tutaj, na tej drużynie. A ty mi to utrudniasz.
- Proszę proszę - powiedziała z satysfakcją. - Jeżeli się postarasz, robisz się naprawdę wylewny.
- Wiesz co jest naszym głównym problemem? - znowu niemal jej przerwał. - Ty.
Na chwilę zapadła wręcz krępująca cisza.
- Wyjdź - powiedziała twardo. - Spierdalaj stąd.
- Spokojnie - powiedział, wstając. - Taki miałem zamiar.


- W trakcie ostatnich trzech meczów zanotowałeś 2 odbiory - powiedziała swobodnie Alisha i zerknęła na siedzącego przed nią Ramosa.
- Niemożliwe - powiedział i zmaterializował się za jej ramieniem, coby zerknąć w te z pewnością wadliwe statystyki. - Coś pomylili - stwierdził pewnie i wrócił na swoje krzesło.
- Nie Sergio, nie pomylili. Grasz ostatnimi czasy jak... - miała dokończyć ale przypomniało jej się, że jest w pracy, a tu mimo wszystko obowiązuje profesjonalizm. - No, Sergio, nie idzie ci.
- Z Arsenalem będę jak drugi Cannavaro, zobaczysz.
- No dobra. Weź się w garść, bo Varane miejsca nie odda, a Kepler ostatnimi czasy jest naprawdę w życiowej formie i dłużej ławki grzał nie będzie.
- Spokojnie - powiedział i przymknął lewe oko. - Będzie dobrze.
W tym momencie drzwi otworzyły się z hukiem i pojawił się w nich nikt inny, jak Cristiano we własnej osobie.
- W Anglii musimy... - zaczął, ale jeszcze szybciej skończył po zlokalizowaniu Sergio. - Ramos? Co ty tu robisz? Wyjazd stąd.
- Co w Anglii musimy? - podchwycił Hiszpan. Z biegiem lat robiła się z niego plotkara na miarę Ozila.
- Gówno, wypierdalaj stąd. Benzema ci skasował samochód na parkingu.
- Co ty gadasz? - spytał powoli nieufnie, by potem spoglądając coraz dłużej na Ronaldo stwierdzić, że coś jest na rzeczy. - No nie pierdol, że wąż ma kolana - rzucił przez ramię i popędził w kierunku wyjścia.
- Dobre, dobre - zaśmiała się Alisha znowu przygryzając skuwkę. - Co z tą Anglią?
Podszedł do niej od tyłu i oparł dłonie o biurko tak, że znalazła się między jego ramionami.
- Jutro wieczorem zaczyna się zgrupowanie przed Arsenalem. Jedziemy dwa dni wcześniej, żeby się zaaklimatyzować i takie tam. Pomyślałem sobie, że...
- Że? - przekręciła się tak, że ich twarz dzieliły od siebie milimetry. Cristiano delikatnie się uśmiechnął. Uwielbiał w niej właśnie to. To prowokowanie, z jednej strony zdawać się mogło, że zupełnie nieświadomie, a z drugiej, znał ją na tyle dobrze, że wiedział, że robiła to specjalnie. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak działa na mężczyzn, a w szczególności na niego.
- Że wynajmiemy sobie osobny pokój w hotelu.
Alisha uniosła brwi do góry.
- Żartujesz? Ja tam będę w pracy, zresztą nie inaczej jest w twoim przypadku. Nie ma mowy. Zresztą to zabronione.
- Przy tobie mam ochotę, złamać wszystkie zasady - powiedział wprost do jej ucha.
- Tak? - uśmiechnęła się kokieteryjnie. - Przykro mi, ale ja się na to nie piszę.
- No dobra - powiedział i cmoknął ją w usta. - Zobaczymy.


Tego dnia spała wyjątkowo niespokojnie. Przez całą noc dręczyły ją dziwne koszmary. Dziwne, bo bardzo niejasne, mgliste. Czegoś się w nich bała, cierpiała, ktoś na nią krzyczał, a w pewnym momencie zaczynała śmiać się temu komuś w twarz. Wyjątkowo histeryczny śmiech, straszny. A potem pojawiał się Cristiano, wiedziała, że to on. Był jedyną postacią, którą widziała w tym śnie tak wyraźnie. Obudziła się i gwałtownie usiadła na łóżku. Poczuła kropelkę potu powolnie spływającą po czole. Już trzeci raz dzisiejszej nocy przyśniło jej się dokładnie to samo.


- Zaparkowała swoje audi obok samochodu Benzemy. Wiedziała, że to ryzykowne, ale nie było czasu na szukanie innego miejsca. Do wylotu samolotu pozostały dokładnie 23 minuty. Założyła na nos ciemne okulary, wzięła torebkę i wysiadła. Była niewyspana, a okulary zawsze idealnie sprawdzały się w takich sytuacjach.
- Hej - krzyknął za nią czyjś głos, gdy znalazła się już prawie przy wejściu. Odwróciła się w tym samym momencie. Dani Carvajal.
- O jak dobrze - powiedziała z ulgą.- Myślałam, że jestem ostatnia. Widziałeś gdzieś Pereza? Bardzo jest zły? Trochę się spóźniłam.
- Musimy porozmawiać - powiedział poważnie. Od rana zbierało się na deszcz i właśnie w tym momencie obydwoje poczuli chłodne krople wody spadające z nieba. Obydwoje bez słów weszli do środka halu i stanęli przy drzwiach.
- Co? O czym? Co się stało?
- Gadałem wczoraj z Edenem - powiedział tak, jakby to miało wszystko wyjaśniać.
- Wstrząsające - spojrzała na niego wyraźnie podenerwowana. - I co, może się zaprzyjaźniliście?
- Ty nie żartowałaś, wtedy na imprezie u Ramosa, ty naprawdę...
- Rób co chcesz, ale ja idę. Nie mam zamiaru się spóźnić - powiedziała i odeszła. Do tej pory naprawdę utrzymywała z Danim bardzo dobre relację. Nie chciała tego zmieniać, ale chyba nie miała już na to żadnego wpływu.

wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 7

Enero 2017, Madrid; España


- No i on właśnie mi wtedy powiedział…- opowiadał rozochocony Mesut, a jego monologowi posłusznie przysłuchiwał się Khedira wraz z Ramosem.
- Kto powiedział? – wtrącił właśnie Sergio.
- No jak to kto? – w Ozilu niemal się zagotowało. Nie cierpiał, kiedy ktoś mu przerywał. Zawsze w takim momencie tracił wątek i zazwyczaj pomijał połowę najważniejszej kwestii. – Hazard mi powiedział, myśl Ramos! No, no i on mi właśnie wtedy powiedział, że…
- Ale zaraz – Hiszpan ponownie wszedł w słowo koledze. Obaj niemieccy piłkarze utkwili swój wzrok w wyjątkowo upierdliwym dzisiejszego dnia Sergio.
- Ramos, czy ty możesz choć na chwilę zamknąć tego podłużnego dzioba? – spytał uprzejmie Sami, bo od dobrych pięciu minut kręciło go w jelitach i czuł, po prostu czuł, że musi iść do kibelka. No a przecież jak Ozil nie powie tego, co próbuję powiedzieć od dłuższego czasu, to pójdzie tam za Khedirą. A taki scenariusz wcale Samiemu nie przypadł do gustu.
- Właśnie, zamknij tego pokątnego dzioba i słuchaj – nakazał dosadnie Mesut. – No i on powiedział mi że…
- Ale dlaczego on ci się zwierza? – oburzył się Sergio. – Ja z nim siedzę w autobusie, a i nawet w samolocie, więc ze mną powinien o rzeczach, sprawach prywatnych kurde gadać! – wyrzucił z siebie na jednym wydechu. Odkąd Casillas opuścił Real w 2015 roku, Ramos nie mógł sobie znaleźć miejsca w drużynie. Czuł się taki samotny. Nie żeby nie miał z kim pogadać, miał i to nawet aż nadto kandydatów do rozmowy. Najgorsze były właśnie te podróże, zawsze siedział sam. A teraz miał Hazarda. Mało mówił, dużo słuchał. Idealny.
- Ramos, a czy ty jeszcze nie zauważyłeś, że jak zaczniesz gadać to taki trochę nas nie doganiat się robisz i przegadać to się ciebie nie da? -  potrzeba Samiego coraz bardziej dawała o sobie znać. – Poza tym wybacz, ale twój wygląd nie wzbudza jakiegoś szaleńczego zaufania. Mów Ozil, mów.
- No i wtedy on mi powiedział, że Alisha…
- Co Alisha? – po raz kolejny ktoś zastopował Mesuta, choć tym razem nie był to Hiszpan. Cała trójka niepewnie skierowała wzrok za siebie.
- Kontynuuj Ozil, kontynuuj – dokończył Ronaldo, zarzucając na siebie klubową bluzę.
Że też zawsze musi zostawać na te dodatkowe treningi!, pomyślał skonsternowany Niemiec.
- Ale co, przecież ja nic nie mówiłem. Mówiłem coś? – prawił po swojemu, mając skrytą nadzieję, że Cristiano nie usłyszał zbyt wiele. Przecież jak się Hazard dowie, że Ozil puścił farbę, to będzie po nim. Właśnie takie wewnętrzne dywagacje trapiły teraz Niemca. Nie żeby jakoś specjalnie zależało mu na utrzymywaniu przyjacielskich stosunków z Edenem, co to, to nie. Mesut po prostu przekalkulował wszystko na zaś. A z owych kalkulacji wynikało, że jeżeli Cristino dowie się o tym, o czym dowiedzieć się zdecydowanie nie powinien, to pójdzie jak w dym do Hazarda. A tamten z kolei już nigdy nic Ozilowi nie powie, co było równoznaczne z tym, że cały plan Niemca, co do stopniowej eliminacji Belga z drużyny, legnie w gruzach. Naprawdę z każdym kolejnym dniem jego niechęć co do osoby Edena wzrastała. Nie dość, że przygruchał sobie Ramosa, kręci się podejrzanie koło Alishi, to jeszcze staje się powoli największym ulubieńcem Florentino i Zizou. Mesut zdecydowanie nie mógł tego tak zostawić.
- Tak – odpowiedział CR7, energicznie zapinając suwak bluzy. – I spokojnie możesz dokończyć – zapewnił gorliwie, siadając koło kolegi. Zazwyczaj nie słuchał połowy rzeczy, które mówił do niego Mesut. Tym razem było jednak inaczej. Wszystko co było związane jednocześnie z Hazardem i Alishą wywoływało w nim złość. Ale taką wewnętrzną, którą świetnie udawało mu się kamuflować. Przynajmniej na razie.
- Nie mogę!
- Mów.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Ozil!
- No dobra, ale jak coś, to ja nic nie mówiłem! – nie wytrzymał! No bo żeby takie newsy tylko dla siebie zatrzymywać?
Cristiano skinął głową, dając tym samym sygnał, że Mesut spokojnie może streścić dalszą część historii.
- No bo wiecie, to w sumie takie trochę głupie jest – zaczął nieśmiało Niemiec. Trzy pary oczu wpatrywały się w niego wyczekująco. – W sumie, to ja nawet nie wiem, czy to jest prawda…
- Mesut, kurwa, Zizou na mnie czeka! – ponaglił go Cristiano.
- Bo ostatnio gadałem z Hazardem, ja wcale nie chciałem, ale wiecie, sam się do mnie dosiadł, zagadał, to sobie pomyślałem, że nie będę wsi robił i trochę z nim pogadam. Dobrze pomyślałem, nie? Wiecie, ja to w ogóle myślę, że on to chciał, żebym ja zagadał do Zizou, że na Malagę, to ja jednak wolę zagrać w środku, bo pewnie myślał, że będę mu podawał. Ale ja to powiem Zizou, że wolę zagrać na lewej, bo ciebie to Cris kostka boli i i tak nie grasz, nie?
- Nie gram. Przechodź, kurwa, do konkretów! – zagotowało się w Ronaldo.
- Co to ja miałem mówić – podrapał się konspiracyjnie, po idealnie dzisiaj ułożonej czuprynie. – Ah tak! No i ja tak pomyślałem, że zbadam dyskretnie teren, bo ja nie wiem, czy ty Cris wiesz, ale on to tam w zaloty do Alishi idzie, wiesz?
Cristiano wzniósł oczy ku niebiosom i policzył w myślach do pięciu.
- Kontynuuj – powiedział spokojnie.
- No i wiesz, on to mówi, że on z Alishą, no wiesz, Cris, co ja ci będę tłumaczył. Kto jak kto, ale ty wiesz o co chodzi.
- I co mianowicie dalej? – spytał Portugalczyk, a Sami w międzyczasie poklepał go budująco po plecach. Wiedział bowiem, że rozmowy z Ozilem w momencie, kiedy się człowiekowi spieszy, nie należą do najłatwiejszych.
- No to ja do niego, że skąd ja mam wiedzieć, że on prawdę gada, no nie?
- No – odparł posłusznie Cristiano, stwierdzając, że dialog z Mesutem będzie chyba najlepszym i najszybszym sposobem przejścia do sedna sprawy.
- I on mi na to, że przecież nie miałby po co kłamać, a poza tym…no wiesz, ja to tam nie wiem, ale powiedział, że Alisha, to ma pieprzyka na…no kurde, ja to tam nie wiem, czy to prawda, ale ty Cris wiesz gdzie, bo wiesz prawda?
- Koniec? – spytał Cristiano, w międzyczasie wstając. – Dzięki, Mesut – powiedział i poklepał Niemca po plecach, kierując się do wyjścia.
- Widzieliście? – spytał zaskoczony Niemiec.
- No co, wyszedł – stwierdził Ramos, nadzwyczaj spostrzegawczo.
- Ale ja nadal nic nie wiem!
- Im mniej wiesz, tym lepiej dla całej sytuacji – powiedział Khedira, przywdziewając grubą, puchową kurtkę. – Jedziemy Ozil, bo korki potem będą! – zakomunikował koledze.


 Patrzyła z czułością na spokojną, śpiącą twarz Cristiano, wsłuchując się w jego rytmiczny oddech. Błądziła dłonią po jego nagim torsie kreśląc palcem bliżej nieokreślone kształty. Ponownie spojrzała na jego twarz. Jego oddech stał się szybszy, płytszy co było jasną oznaką tego, że zaraz się obudzi. Ostatnie sekundy na chwilę refleksji. Poczuła wyrzuty sumienia, które do tej pory były dla niej zupełnie nieznajomą rzeczą. Wszystko jakby straciło na znaczeniu, gdzieś po drodze zgubiło swój nakreślony wcześniej kształt. Czy on na to zasługiwał?
- Cześć – powiedział uroczo zaspany, przecierając dłonią oczy. Spojrzała swoimi wielkimi, niebieskimi w jego brązowe tęczówki, a na jej twarzy pojawił się szczery, radosny uśmiech.
- Śmiejesz się ze mnie? – spytał, powoli wracając do świata żywych.
- Tak – przytaknęła. – Wyglądasz słodko. Tylko zrobić ci zdjęcie na okładkę El Mundo czy innego Asa. Jak nic sprzedałyby się wszystkie nakłady.
- Ej – powiedział, a jego dłonie miały zamiar zaatakować jak najmniej odporne na łaskotki miejsca.
- Masz po prostu cudowną fryzurę – powiedziała, zwinnie wyplątując się z jego dłoni.
Z jego twarzy niespodziewanie znikł uśmiech.
- Jesteś szczęśliwa? – spytał z pełną powagą. Musiała być szczęśliwa, widział to w jej oczach, widział to w każdym momencie, kiedy na nią spoglądał. Była taka spontaniczna, wesoła, taka jaką lubił ją najbardziej. Naprawdę nie przepadał za jej oficjalnym tonem, którym raczyła go codziennie w pracy.
 Znowu to dziwne uczucie, jakby ściskające ją od wewnątrz. Mogła odpowiedzieć, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, bo ma pierwszy wolny dzień w pracy od kilku dobrych miesięcy. Ale doskonale wiedziała, co Cristiano ma na myśli. I nie skłamała ani trochę, udzielając odpowiedzi.
- Jestem – powiedziała ze stuprocentową pewnością siebie, spoglądając na swojego rozmówcę. – A ty, jesteś szczęśliwy?
Nie otrzymała od razu odpowiedzi i właściwie to nie wiedziała dlaczego, ale moment oczekiwania był jednym z najdłuższych momentów w jej życiu. A przecież znała odpowiedź, bo odpowiedź po prostu nie mogła być inna.
- Jestem, Alisha. I trochę się tego boję, bo nic już z tego nie rozumiem. Przyszedłem tutaj wczoraj, żeby wyjaśnić tyle ważnych kwestii i znaleźć odpowiedzi na tyle pytań, a nadal nie wiem nic. Nie rozumiem tego, co między nami jest. Zobacz, co ty ze mną kobieto robisz – ostatnie słowa wypowiedział z lekkim rozbawieniem.
- Pytania są zbędne – powiedziała, wyplątując się z jego objęć i usiadła naprzeciwko tak, żeby dokładnie widzieć jego twarz. – A nasze rozmowy zazwyczaj kończą się kłótniami.
- Trafna uwaga – ponownie się zaśmiał. – Ale jedna rzecz…Jedną rzecz musisz mi wyjaśnić – powiedział, lustrując ją wzrokiem. – Tylko bądź ze mną szczera, bo jesteś ze mną szczera zawsze, prawda? – spytał i w sumie to nie wiedział po co dodał  tą ostatnią kwestię. Może tak żeby ładniej zabrzmiało?
Przecież to niemożliwe. Jak najszybciej odpędziła od siebie czarne myśli. W ciągu sekundy zdołała okiełznać swój niespokojny oddech, który niechybnie przyspieszał w ekstremalnie niekomfortowych dla niej sytuacjach. Przeklinała teraz w myślach tę cholerną pewność siebie, która gdzieś się ulatnia w najmniej odpowiednich momentach.
- A jak myślisz? – spytała. – Dobra, co to za pytanie? – zaczynała się powoli niecierpliwić.
Ponownie na dłuższą chwilę zapanowała grobowa cisza, przerywana jedynie brzęczeniem upierdliwej muchy.
- Możesz mi przysiąc, że relacja między tobą a Hazardem jest czysto zawodowa i nigdy nie wykroczyła w bardziej, no wiesz…prywatne sfery? – spytał, ciągle patrząc w jej oczy, które nadal niewiele mu mówiły. Była chyba jedyną znaną mu osobą, która potrafiła zachować kamienną twarz bez względu na okoliczności. Nic a nic nie potrafił odczytać z jej niezmiennego oblicza.
- Nie – powiedziała i lekko się uśmiechnęła, widząc jego reakcję. – Nie wiem czy zauważyłeś, ale prawie z każdym z was utrzymuję bardziej przyjacielskie stosunki aniżeli powinnam, biorąc pod uwagę fakt, że z wami pracuję – wyjaśniła i po raz kolejny obserwowała z rozbawieniem jego reakcję. Tym razem pełną ulgi.
- Ale mi chodzi bardziej o wiesz… Spotkaliście się wtedy w Corazon.
- Z Ozilem i Khedirą spotykam się mniej więcej co tydzień właśnie w Corazon i jakoś nigdy o to nie pytałeś.
- Wybacz, ale Ozil raczej nie kojarzy się z poważną konkurencją – oboje się zaśmiali.– Chodzi mi o to, czy możesz mi z czystym sumieniem powiedzieć, że nigdy nic między wami nie było? – spytał, a uciążliwa cisza znowu powróciła. Tyle, że tym razem bez upierdliwej muchy, która może w sumie była i jakimś drobnym urozmaiceniem.
- Nie, Cristiano, nie mogę – powiedziała, ujmując jego twarz w swoje dłonie, jakby chcąc go w stu procentach przekonać, że to co teraz powie jest prawdą. – Nie mogę, ale to nie ma żadnego znaczenia.
- Dla mnie ma – powiedział twardo. Był w tym momencie zły, wściekły, bo wszystkie jego najgorsze przypuszczenia właśnie zdawały się ziścić. Z drugiej strony jej łagodne spojrzenie niesamowicie go uspokajało. Nie cierpiał tak sprzecznych wewnętrznie uczuć, które właśnie w nim buzowały.
- Ja nie sądziłam, że dojdziemy do punktu w którym jesteśmy. Jeszcze niedawno nawet nie rozmawialiśmy, a potem, potem myślałam, ze będzie tak jak było wcześniej. Ale coś się zmieniło, zależy mi na tym co jest między nami. Wcześniej tak nie było, więc nie miej pretensji o Hazarda. Ja wtedy nie traktowałam cię tak poważnie – wyjaśniła, czekając niecierpliwie na jego reakcję.
Znowu cisza.
- Powinienem być wściekły – powiedział, ujmując jej dłoń i delikatnie ją całując. – A ty doskonale wiesz, że na ciebie wściekać się nie potrafię i wykorzystujesz to z pełną premedytacją.
Zaśmiała się, składając na jego ustach pocałunek.
- Zależy mi, Cristiano.
- Mi też – powiedział, wtulając się w jej długie, gęste włosy. Zależy mi teraz, zależało wcześniej i będzie zależeć nadal, tylko w sumie to nie wiem, czy to dobrze, pomyślał.

_________________________________

Znowu tak długo mnie nie było, że nie wiem od czego zacząć. Nawet nie wiedziałam, że ostatni post dodałam 14 lutego, jakoś tak szybko zleciało. 
No a że w maju jest majówka :D znalazłam chwilę i dodaję coś, z czego w sumie chyba nie jestem do końca zadowolona, ale mogło być gorzej.
A w Realu, jak pewnie wiecie, wszystko jak w najlepszym porządku. Mamy CdR, mamy finał LM, no i właśnie, mamy remis z Valencią, który trochę sprawę komplikuje, ale wszystko jest możliwe :D


Do następnego!;*




piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 6

Diciembre 2016, Madrid; España



- No to panowie – zaczął podchmielony Kepler, unosząc kieliszek w teatralnym geście. – Za nasze zdrowie!
Okazja do tego sobotniego melanżu była bowiem nie byle jaka. Real Madryt od czterech godzin okupował pierwsze miejsce w hiszpańskiej tabeli La Liga. I nikt nie miał prawa im go zabrać, przynajmniej do stycznia. Barcelona bowiem przegrała swój dzisiejszy mecz, a był on ostatnim w okresie przedświątecznym. Toteż piłkarze Królewskich byli naprawdę, bez wyjątków, w wyśmienitych nastrojach. Co prawda nie wszyscy świętowali w ekskluzywnym klubie Arabesco, ale część piłkarzy miło spędzała czas w owym klubie. Był wspomniany wcześniej Kepler, był Sami, a skoro był sami to był też i Mesut, był Ramos, który przyprowadził ze sobą Edena, mimo protestów tego drugiego. Ostatnio żyli w naprawdę dobrej komitywie. Był też i Cristiano, któremu, o dziwo, obecność Hazarda nie przeszkadzała. Doszło nawet do tego, że razem żartowali. Miał naprawdę doskonały humor i nikt nie był go w stanie zepsuć.
- Myślę, że to pierwsze miejsce jest w dużej mierze moją zasługą – przyznał skromnie Sergio.
- Ramos, ty więcej nie myśl, bo ci nie wychodzi – zgasił go Kepler i raczył się kolejnym kieliszkiem jakże pysznego, procentowego trunku.
Hiszpan zlustrował wzrokiem lokal. Całkiem przyjemnie, pomyślał.
- Chyba przejdę się dzisiaj na dziwki – stwierdził, jak gdyby nigdy nic. – Ty – dźgnął Edena w ramię. – Idziesz ze mną?
Hazard spojrzał na niego nieco rozbieganym wzrokiem. Miał naprawdę słabą głowę, jeżeli chodzi o alkohol.
- Ja – zaoferował się Isco. – Ja z tobą pójdę.
- Ty nie możesz – stwierdził Hiszpan. – Masz dziewczynę. A dziewczyn zdrrradzać nnie wolno!
- A mnie to się tak kojarzy, że Rubio cię wysiedliła z domu, bo dowiedziała się o tej blondynce.
Sergio cisnął w niego jednym ze swoich najgroźniejszych spojrzeń.
- A poza tym Hazard ma dwie, wiec nie może iść tym bardziej – dopowiedział Alarcon.
Ramos natychmiastowo przeniósł swój wzrok na Edena.
- No proszę bardzo. Cicha woda brzegi rwie, co? – zarechotał w swoim stylu. - No pochwal się, kto to taki. Ty, ale ty mówiłeś, że żony swojej, to ty nigdy nie zdradzisz.
- Ramos, nie pij już – wtrącił się Cristiano. A tymczasem Hazard, jak się okazało, po spożyciu kilku procentowych trunków stał się nadzwyczaj rozmowny.
- Alisha jest naprawdę cudowną kobietą – powiedział i uśmiechnął się z niespotykaną u niego pewnością siebie. Momentalnie zapadła cisza.
- Ty, jaja sobie robisz, nie? – dopytywał Ramos, kątem oka zerkając na Cristiano. Siedział jeszcze na miejscu. Ale Hiszpan znał go na tyle dobrze, aby wiedzieć, że za chwilę eksploduje. Co prawda był mniej porywczy niż kilka lat wstecz. Zamiast robić, najpierw wolał pomyśleć. Ale zdarzały się wyjątkowe sytuacje i Sergio podświadomie czuł, że właśnie ta może być jedną z nich. Ronaldo nigdy mu się nie zwierzał, toteż nie opowiadał mu o swoich stosunkach z Alishą, ale trzeba było być wyjątkowo niedomyślnym, żeby nie zauważyć, że relacja między nimi jest dosyć specyficzna.
- Nie, jest wyjątkowa. A jej ciało… Żałuj, że nie widziałeś jej nago – powiedział roześmiany, a chwilę później poczuł na swoim zacnym obliczu siłę pięści Ronaldo. I pewnie poczułby jeszcze kilka razy, gdyby nie interwencja Samiego i Sergio.


 - Kurwa – Mesut zaklął pod nosem. – Nic nie słychać!
- A może tak, weź tą szklankę w drugą stronę? – zaproponował spokojnie Sami, patrząc na nieporadne poczynania przyjaciela. Sam zaś siedział wygodnie na ławeczce, naprzeciwko drzwi gabinetu Pereza. Ozil spojrzał na Khedirę ze swoim charakterystycznym błyskiem w oku.
- A faktycznie! – ucieszył się Niemiec, przykładając szklankę dnem do ucha, a nie dnem do drzwi, tak jak robił to poprzednio. Musiał bowiem, po prostu musiał słyszeć tę rozmowę. Każdym mięśniem czuł, że nie skończy się ona dla Cristino zbyt dobrze.
- Ja Ci mówię, że Floro to Crisa sprzeda zimą, ja ci mówię! – prawił po swojemu, tymczasem Sami zaczytywał się w leżącej na stoliku gazecie. Ozil uparł się, że musi tą rozmowę słyszeć, żeby w razie czego, jak to on stwierdził – interweniować. A że Khedira znał go już parę dobrych lat, wiedział, że interwencje Ozila skończą się wielką katastrofą. Toteż przyszedł tu z nim i obserwował z powątpiewaniem wygibasy kolegi.
- A ja Ci mówię, że tu jest kamera – Sami istotnie wskazał na kameropodobne urządzenie umieszczone w rogu ściany. – Którą Floro systematycznie, co tydzień ogląda, odkąd buchnęli mu z recepcji te brązowe okulary.
Mesut z przerażeniem zlustrował wrogie urządzenie, po czym zwinnym ruchem zarzucił na głowę kaptur i wrócił do poprzedniej czynności.
- Myślę, że już cię zarejestrowali i kaptur nic tu nie pomoże – oznajmił Khedira ze stoickim spokojem.
- To może ja teraz wyjdę i wrócę w kapturze za chwilę, a jak wrócę w kapturze za chwilę, to nie będzie wiadomo, że to ja ten sam, który stałem tu w kapturze przed chwilą?
Sami jedynie głośno westchnął i wrócił do swojej gazety.
- Cicho! – syknął nagle Mesut.
- Przecież nic nie mówię
- Słyszę Crisa, czekaj – przesunął szklankę nieco w prawo. – Że też on nie może głośniej mówić, no! Jak na boisku to się drze Ozil, Ozil, tu jestem, podaj, a teraz pląka coś pod nosem i nic nie słychać – tłumaczył obruszony.
- No drze się na boisku, bo ci przypominam, że ty głuchy jesteś na lewe ucho i jak Cris krzyczy, żebyś podał, to albo do Bale’a albo do Hazarda podajesz na prawo.
- Hazardowi więcej nie podam – zaprzysiągł Niemiec. – Ja to go nawet lubiłem, ale jak mi Crisa przez niego sprzedadzą, to już go nie lubię. Zresztą, cicho! Nie zagaduj mnie, bo przegapię jakiś kulminacyjny moment.
- Ozil, ale ty jesteś głuchy. Coś pewnie przekręcisz.
- Nic nie przekręcę – zapewnił, przystawiając ponownie ucho do szklanki.


- Cristiano – zaczął łagodnie Perez. – Nie chcę się wymądrzać ani prawić morałów. Po prostu, rozumiesz, to wszystko trzeba trzymać jakoś w kupie. A ja nie mogę sobie pozwolić…
- Perez powiedział, że ma go w dupie – oświadczył tymczasem, grobowym tonem Mesut, nadstawiając ucha jeszcze bardziej. Sami spojrzał z powątpiewaniem na kolegę.
- … nie mogę sobie pozwolić, żeby takie rzeczy działy się w moim klubie. Prasa, dziennikarze, wszyscy o tym mówią. Jesteś wielkim profesjonalistą i mam nadzieję, że nie będę musiał więcej interweniować…
- Boże! – Mesut spojrzał z przerażeniem na Khedirę, który za to z niepokojem lustrował kolejne strony gazety. – Powiedział, że chyba musi zacząć się interesować, dalej nie usłyszałem, ale pewnie jego sprzedażą! No mówiłem, mówiłem. Ja zawsze mam rację. Ja wiem, co ja zrobię. Ja nie będę podawał do Hazarda, a jak nie będę do niego podawał to…
- To Zidane cię zjebie w przerwie – wtrącił się Khedira.
- Nie, to nie będzie miał piłki, a jak nie będzie miał piłki, to go w końcu sprzedadzą, no nie? – wyrzucił z siebie na jednym oddechu. – Jestem genialny! – oświadczył zadowolony i ponownie przymierzył się do swojego detektywistycznego zajęcia, kiedy to drzwi od gabinetu otworzyły się z rozmachem, a on wpadł do środka, razem ze swoją szklanką i spojrzał niewinnie na stojącego nad nim Crisa.
- Ozil? – zdziwł się Ronaldo. – Co tu to robisz? – spytał i wyciągnął rękę w kierunku leżącego Niemca. Tamten z lubością z niej skorzystał i chwilę później stał na równych nogach.
- Dzień dobry, panie prezesie – zaczął serdecznie w kierunku Pereza, który jeszcze niedawno siedział za biurkiem, a teraz zmierzał w jego kierunku z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Dzień dobry, Mesut – Florentino uśmiechnął się do piłkarza. – Coś cię do mnie sprowadza?- spytał, spoglądając na szklankę, którą dzierżył w dłoni. – Czegoś szukasz?
- Ja? – spytał i inteligentnie przeniósł obie ręce do tyłu. – Nie, ja tak sobie tutaj, ten, no, wody szukam. Wie prezes, krany nam wysuszyło, a mnie to się strasznie pić chcę.
- Co się zrobiło? – spytał Perez, tym razem nieco bardziej podejrzliwie. Cristiano zdążył już się zorientować, co tak naprawdę jest przyczyną tutejszej obecności Ozila, bo znał go długo i wiedział, że z czasem przychodzą mu do głowy coraz głupsze pomysły.
- Dzień dobry – do akcji wkroczył Sami, dzierżąc w dłoniach gazetę. – Pić mu się po prostu chciało i wie pan, nie chciało mu się schodzić na dół, więc przyszedł tutaj.
- Ah, tak – Florentino podał uprzejmie Ozilowi szklankę wody.
- To my już pójdziemy – zakomunikował Khedira i jako pierwszy wyszedł na zewnątrz. Za nim podążyli, rzecz jasna, Mesut i Cristiano.
- Całkiem was pogięło? – zaczął konkretnie Ronaldo. – Że Ozil, to ja rozumiem, ale ty? – spojrzał na Samiego.
- No co, ktoś go musiał pilnować. Dobra, zjeżdżamy stąd – oznajmił i znowu ruszył jako pierwszy.
- Pilnować – prychnął Cristiano i ruszył za kolegami. – Po co ci ta gazeta? Dwa pięćdziesiąt nie masz i do kiosku za daleko, czy co?
- Zdjęcia Leny tu są. I to jakie. – wyjaśnił z niechęcią.
- Jakie? Gołe? Pokaż! – ucieszył się Ozil.
- Ja Ci dam pokaż. Już wiem dlaczego Ramos siedzi tam, nad tymi gazetami, całymi dniami. Ja mu dam. Po mordzie, a nie gazety!


Do świąt Bożego Narodzenia pozostało kilka dni. Jak co roku cały sztab szkoleniowy, trenerzy, piłkarze, koszykarze i działacze klubu mieli się spotkać na wspólnej kolacji, która miała się odbyć właśnie tego dnia. Cristiano przyjechał na miejsce nieco wcześniej. Jakoś nie mógł znaleźć sobie miejsca od czasu wydarzeń sprzed dwóch dni. Starał się o tym nie myśleć. Miał szczęście, że akurat przyjechała Irina, więc wypełniła jego wolny czas. Niby był pewien, że to co mówił Hazard nie było prawdą. Alisha nie należała do takich kobiet. A z drugiej strony, coś było nie tak. Mówił to z takim przekonaniem. Miał nadzieję, że jeżeli przyjedzie wcześniej uda mu się spokojnie z nią porozmawiać. Niestety dla niego, jeszcze jej nie było. Zdążyli przyjechać prawie już wszyscy, a jej nadal nigdzie nie mógł zlokalizować. Kiedy ujrzał ją, zmierzającą w jego kierunku z wielkim uśmiechem, zrobiło mu się gorąco. Była taka piękna. Irina dawno nie zrobiła na nim takiego wrażenia. Większość osób stwierdziłaby, że jest po prostu wybrednym idiotą, bo Irina była równie piękna, a może i nawet, w opinii niektórych, miała więcej atutów niż Alisha. Ale nie miała tego czegoś. Tego, czego Cristiano nie potrafił zdefiniować. Podeszła do niego pewnym krokiem i delikatnie musnęła jego policzek ustami.
- Musimy porozmawiać – powiedział chłodno. Odsunęła swoją twarz od jego i spojrzała w brązowe oczy.
- Teraz?
- Tak.
- O czym?
Z jego ust wydobył się ironiczny śmiech.
- Jesteś zbyt porywczy. Powinieneś się cieszyć, że tylko tak to się skończyło. Nawet nie wiesz, ile musiałam przekonywać Pereza, że to jednorazowy incydent i więcej tego nie zrobisz.
- Słucham? – spytał z niedowierzaniem. – Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Miałem tam siedzieć i czekać na pikantne szczegóły?
Ku jego zdziwieniu wybuchła niepohamowanym śmiechem.
- Aż tak cię to bawi? – był coraz bardziej poirytowany.
- Ty mnie bawisz – powiedziała i splotła ręce na jego szyi. – Naprawdę myślisz, że byłabym w stanie coś takiego zrobić? – spytała spoglądając w jego oczy. Widziała, jak z każdą sekundą jego spojrzenie łagodnieje. Miał do niej cholerną słabość, z którą nie potrafił walczyć.
- Nie.
- No właśnie. Chodź – powiedziała i pociągnęła go za rękę.- Pewnie wszyscy już są.

____________________________

W końcu udało mi się skończyć ten rozdział! Miałam środek, ale początku i końca - brak. 
I tak dopisywałam po kawałku żeby mniej więcej powstała z tego jakaś całość. 


Cóż za zgodność;D
Do następnego;*